Forum F.U.C.K Strona Główna F.U.C.K
Forum Użytkowników Całkowicie Kumatych
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

R&W

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum F.U.C.K Strona Główna -> NBA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 22:13, 18 Gru 2005    Temat postu: R&W

zamiast linkow(te wklejajcie na koncu- zawsze trzeba podac zrodlo :] ) wklejajcie caly artykul, po jakims czasie wybiorcza wywala ze stronki arty i zeby je przeczytac trzeba za nie placic :]

Fruwając pod koszem. Mahatma van Gundy

Stało się to, o czym wszyscy plotkowali od 6 czerwca, kiedy Miami Heat po heroicznej walce ulegli Detroit Pistons w siódmym meczu finału Konferencji Wschodniej. Kilka dni później menedżer Heat Pat Riley powiedział, że zamierza wziąć aktywniejszy udział w kierowaniu klubem i choć potem wielokrotnie dementował, że broń Boże, nie zamierza odbierać pracy swojemu przyjacielowi Stanowi Van Gundy, to i tak wszyscy wiedzieli, że jest kwestią czasu, kiedy to brylantynowy Pat zostanie trenerem Heat.
Latem Riley przemontował zupełnie drużynę, z którą tak dobrze pracowało się Van Gundy'emu. Sprowadził chimerycznych Antoine'a Walkera, Jasona Williamsa, Gary Paytona i Jamesa Poseya, których Van Gundy nie bardzo potrafił w drużynę wkomponować. Potem jeszcze przytrafiła się nieszczęśliwa kontuzja kostki Shaqa i w 1/4 sezonu Heat mieli marny jak na drużynę aspirującą do tytułu mistrzowskiego bilans 11-10. W poniedziałek Stan Van Gundy poinformował o swojej rezygnacji.

Oficjalną przyczyną odejścia trenera jest rodzina. Zbliżają się święta, dzieci rosną, a Van Gundy w ogóle nie ma dla nich czasu, bo przecież wciąż jest w rozjazdach. Stan Van Gundy odchodzi w bardzo podobnych okolicznościach do tych, w których z New York Knicks rozstawał się, prawie dokładnie cztery lata temu jego brat Jeff. Wtedy też wiele się mówiło o tym, że dni Jeffa są policzone, wszyscy patrzyli mu na ręce, drużyna balansowała na krawędzi 50 proc., a oczekiwania mediów były równie rozdmuchane. Jeff tłumaczył rezygnację w podobny sposób: że traci motywację i strasznie się cieszy, że będzie mógł wreszcie spędzać więcej czasu z córeczką.

Takie rozwiązanie - Stan rezygnuje, Pat zostaje trenerem, jest idealne dla wszystkich stron. Stan Van Gundy robi krok wstecz, aby zrobić krok wprzód. W Miami każdy wynik poza (mało jednak prawdopodobnym w kontekście fantastycznej gry Detroit i San Antonio) tytułem mistrzowskim byłby pewnie odebrany z rozczarowaniem. Nie po to Riley kupił półtora roku temu Shaqa, nie po to robił latem te wszystkie kombinacje, kompletując ekipę marzeń, żeby drugi rok z rzędu zadowolić się honorową porażką w finale konferencji. Stan odpocznie rok, może dwa i wróci do pracy trenerskiej, pewnie do fajnego klubu, pewnie za większe pieniądze. Tak było i z Jeffem, po którego odejściu New York Knicks kompletnie się rozsypali i do dziś nie mogą się pozbierać, podczas gdy on spokojnie trenuje Houston Rockets z Yao Mingiem i Tracy McGradym.

Ale taka sytuacja jest lepsza również dla drużyny. Na jej czele staje coach legenda, czterokrotny mistrz NBA. Człowiek, który zatrudniając znanych egoistów (Walker, Williams, Payton), miał pewnie jakąś wizję, jak te indywidua poukładać wokół Shaqa i Wade'a. Człowiek znany z zamiłowania do defensywy i ciężkiej pracy, a tego akurat w Miami brakuje. Człowiek z gigantyczną charyzmą, który każdego potrafi zarazić entuzjazmem i wiarą w sukces. Jeśli ktoś ma okiełznać Shaqa, zmusić go do zrzucenia kilkunastu zbędnych kilogramów - to tylko on.

Już pierwszy trening trwał dwa razy dłużej niż zwykle, ale nikt nie odważył się narzekać. "Pat będzie ich popychał, popychał i popychał. Czeka ich bolesne przebudzenie. Jeszcze pożałują, że Van Gundy odszedł. Jutrzejszy trening to będzie dla nich zupełnie nowy dzień" - ostrzega graczy Heat Magic Johnson.

Kronika towarzyska

Właściciel Dallas Mavericks Mark Cuban zainwestował w firmę Brondell produkującą luksusowe deski klozetowe. Deska Brondell Swash (jak przeczytaliśmy w komunikacie prasowym, nie testowaliśmy) pozwala obmyć pupę specjalnymi strumieniami wody, jest podgrzewana, wyposażona w suszarkę i sterowana na pilota. A montuje się ją na zwykłej muszli. "Zawsze interesowały mnie innowacyjne technologie (...) Brondell funkcjonuje na masowym rynku, na którym przez ostatnie 250 lat prawie nie było innowacji" - powiedział Cuban . Więcej na [link widoczny dla zalogowanych]

Phil Jackson siedzi na meczach Lakers na wielkim krześle. Oficjalna wersja jest taka, że krzesło zostało specjalnie zaprojektowane. Phil bardzo troszczy się o swoje zdrowie i nawet krzesło musi być dostosowane do jego długich nóg. Ale widok jest komiczny - Phil siedzi znacznie wyżej niż jego asystenci czy rezerwowi koszykarze i komenderuje. Niczym król na tronie.

Jeśli Phil wygląda jak król, to Kobe Bryant w swoich seksownych rajtuzach wygląda jak trefniś. A wszystko podobno też z przyczyn zdrowotnych. Kobe narzeka na ból kolana i łydki, a specjalne rajtki (raz czarne, raz białe) po prostu mają go rozgrzewać. A to, że rajtuzy właśnie pojawiły się w sprzedaży, za jedyne 35 dolarów za parę - to oczywiście przypadek. Mamy nadzieję, że na walentynki Kobe założy różowe rajtki.

Właściciel Lakers Jerry Buss powiedział, że decyzja o oddaniu Shaqa do Miami była słuszna, bo Shaq już się sypie. Shaqowi się to nie spodobało: "Musiał wybrać - młody koleś czy stary koleś. Wybrał jak wybrał i powodzenia. Ale ile razy graliśmy w finałach? Ile punktów średnio wtedy zdobywałem? Ile razy byłem MVP? Odróbcie matematykę i każdy zrozumie, o co chodziło przy tym transferze".

Taki Zach Randolph z Portland to marzenie każdego pracodawcy. Spóźnia się na treningi, niespecjalnie się angażuje w grę. Dziennikarze spytali go, czy fajnie mu się gra w Portland. "Płacą mi kupę kasy." - odpowiedział. "I jak kogoś takiego trenować?" - pyta bezradnie trener Nate McMillan.

Tydzień temu Ron Artest poprosił władze Indiany, żeby go sprzedały do innego klubu. Minęło kilka dni i Artest zmienił zdanie. Jego agent ma nadzieję, że jeszcze się uda dogadać z władzami klubu i Ron pozostanie w Pacers. Tymczasem sam Artest zdenerwował się opinią Magica Johnsona, który uważa, że Ron nie zasługuje na kolejną szansę w NBA. "Ciekawe czy jego żona powinna mu dać drugą szansę. Ciekawe co jest gorsze - to, że ja powiedziałem, że chciałbym odejść z Pacers, czy to, że on zdradzał swoją żonę" - powiedział Artest.

Najlepiej sprzedającą się koszulką w NBA jest teraz koszulka Dwyane'a Wade'a. Kolejni na liście są: Allen Iverson, LeBron James, Stephon Marbury, Kobe Bryant, Shaq O'Neal, Tracy McGrady, Carmelo Anthony, Tim Duncan i Vince Carter. Nie udało nam się dotrzeć do informacji, jak sprzedaje się koszulka Macieja Lampe.

Tako rzecze Shaq

"Chcę mieć sześć pierścieni mistrzowskich. Podobnie jest z dziećmi - mam piątkę, szóste w drodze, ale w sumie chcę mieć dziesięcioro".

"On jest prezydentem. Ja jestem generałem. O ile nie chcę zostać zdymisjonowany, muszę robić to, co on każe" - o Pacie Rileyu.

Złota myśl

"Gdyby Ron Artest trafił do nieba, to i tak zaraz zacząłby narzekać, że słońce za bardzo świeci" - Cedric Maxwell, kiedyś koszykarz Boston Celtics.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Z33 dnia Wto 18:12, 07 Lut 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Wto 17:58, 07 Lut 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Encore, Kobe, jeszcze raz!

Są rzeczy niemożliwe i rzeczy nieprawdopodobne... Wyobraźmy sobie np., że Maciej Lampe rzuci 100 punktów. W jednym meczu? Nie ma mowy, niemożliwe. W sumie, przez cały sezon? Tylko nieprawdopodobne.
Czy Kobe Bryant jest w stanie pobić legendarny rekord Wilta Chamberlaina - 100 punktów w meczu? Na zdrowy rozum - nie ma szans. Owszem, w meczu z Toronto miał 81 punktów, owszem, to niebywały wyczyn, ale taki dzień zdarza się raz w życiu.

100 punktów? Mrzonki.

Ale...

Przecież jeszcze tydzień temu 81 punktów wydawało się równie nierealne.

Przecież od czasów Chamberlaina tylko dwaj zawodnicy zdołali osiągnąć 70 punktów w meczu (David Thompson w 1978 r. i David Robinson w 1994). Michael Jordan nigdy nie zdobył więcej niż 69 punktów.

Przecież gdy w spotkaniu z Dallas Kobe miał 62 punkty po trzech kwartach i nie wyszedł na ostatnią część meczu, dziennikarze narzekali: zmarnowałeś życiową szansę!

I jeszcze:

Kobe pobił swój rekord życiowy aż o 19 punktów - i dokładnie tyle zabrakło mu do magicznej setki.

To był jego trzeci mecz w ciągu czterech dni. Miał prawo być zmęczony.

W drugiej połowie rzucił 55 punktów.

W tym meczu nie było dogrywki.

Kobe ma dopiero 27 lat.

Co więc musiałoby się zdarzyć, aby Kobe mógł zdobyć 100 punktów?

1) Jego partnerzy muszą grać fatalnie. No, na to akurat można liczyć. Nigdy w swej karierze Bryant nie miał gorszych współtowarzyszy. W meczu z Toronto drugi najlepszy gracz Lakers Lamar Odom trafił jeden z siedmiu rzutów.

2) Kobe musi rzucać bez przerwy. W spotkaniu z Toronto oddał 46 rzutów, trafiając 28-krotnie. Do „setki” potrzebowałby 10-15 rzutów więcej. Niemożliwe? Ależ skąd. Kobe jest przecież pierwszej klasy samolubem, takim, który potrafi oddać 15 rzutów z rzędu albo machnąć sobie „trójkę” z dziesięciu metrów, gdy pod koszem bez żadnej obstawy czeka na jego podanie dwóch kolegów.

3) Mecz musi być wyrównany. Jeśli Lakers osiągną zdecydowaną przewagę, Phil Jackson, jak w spotkaniu z Dallas, w którym po trzech kwartach Bryant miał 62 punkty, zdejmie Kobe z boiska.

4) Rywale nie mogą umieć bronić. Nigdy w życiu Kobe nie pobije rekordu w pojedynku z Detroit, San Antonio czy Miami. Nie jesteśmy w stanie pojąć, jak to możliwe, że w takim meczu żaden z obrońców Toronto nie wyleciał z boiska za faule. Przeciwnikiem musi być jakaś zagubiona, niedoświadczona drużyna, która w takiej sytuacji traci rezon i głupieje - Atlanta Hawks, New York Knicks, Seattle Sonics.

5) Kobe musi rzucać więcej rzutów wolnych. W spotkaniu z Toronto zdobył 18 punktów z wolnych. Wilt Chamberlain w swym rekordowym meczu - 28.

6) Przydałaby się dogrywka albo dwie. W spotkaniu z Toronto Kobe grał 42 minuty, czyli osiągnął średnią niespełna 2 pkt/min. Gdyby mecz przedłużył się o 10 minut, a Kobe utrzymał skuteczność... Liczymy zwłaszcza na pojedynki z Phoenix Suns, którzy lubują się w meczach z dwiema-trzema dogrywkami, w których w sumie pada około 300 punktów. Kto jak kto, ale Kobe byłby w stanie zdobyć 1/3 z nich.

7) Phil Jackson musi dać się ponieść. Bo, umówmy się, strzeleckie popisy Bryanta nie są tym, co Pan Trójkąt lubi najbardziej. Nawet w meczu z Toronto Jackson, niepomny statystyk, chciał na kilka minut przed końcem zdjąć Kobe z boiska i dopiero asystent wytknął mu: „Nie możesz. On ma 77 punktów”.
Czy Kobe (nazywany teraz przez kolegów "81") zmierzy się z rekordem Chamberlaina? Tak się złożyło, że przerwa po historycznym meczu z Toronto trwała aż cztery dni i biedny Bryant codziennie musiał odpowiadać dziennikarzom na takie pytanie. Przyznał, że robi mu się od tego niedobrze. Tak się zestresował, że w meczu z Golden State zdobył tylko 5 punktów przez pierwsze 3 kwarty. Ale potem znowu zobaczyliśmy prawdziwego Kobe - w ostatniej kwarcie 16 punktów, kolejne 9 w dogrywce i zwycięstwo dla Lakers. 100 punktów w meczu - nieprawdopodobne. Ale nie niemożliwe.

Kronika towarzyska

Krnąbrny Ron Artest zmienił wreszcie pracodawcę. Indiana Pacers oddali go do Sacramento w zamian za Predraga Stojakovicia. O takiej wymianie plotkowano już przeszło rok temu. Od tamtego czasu nękany kontuzjami "Stojak" znacznie obniżył loty, i - jeśli chodzi o umiejętności koszykarskie - ustępuje Artestowi o klasę. Ale, w przeciwieństwie do Rona, nie wymaga nieustannej opieki psychologa i wiadomo, czego się po nim spodziewać.

Tymczasem Artest jest chyba nieedukowalny. Gdy dowiedział się, że ma trafić do Kings, za pośrednictwem swojego agenta oświadczył, że Sacramento mu nie leży, że tam się nie zrealizuje i że generalnie wolałby zostać sprzedany gdzie indziej. Transfer zawieszono, szefowie Pacers obsztorcowali Artesta, zmusili do zmiany poglądów i telefonicznej rozmowy z właścicielami Kings, braćmi Maloof. Ci zaś uznali, że "przez telefon Ron wydaje się miłym gościem" i że warto zaryzykować. Co jest zresztą zrozumiałe - Maloofowie majątku dorobili się, prowadząc kasyna w Las Vegas i sami o sobie mówią: "Jesteśmy hazardzistami".

Inną wymianę w zeszłym tygodniu przeprowadzili Boston Celtics i Minnesota Timberwolves. Do Minnesoty trafili m.in. dynamiczny Ricky Davis i przepłacony, leniwy center Mark Blount. Do Bostonu - superstrzelec Wally Szczerbiak i przepłacony, leniwy center Michael Olowokandi. Rozumiemy Celtów - opchnęli wieloletni kontrakt Blounta i dostali wybór w pierwszej rundzie draftu. Minnesota teoretycznie ciut się wzmocniła, ale jeśli to miał być transfer, który zapewni Wilkom awans do elity Zachodu, to współczujemy Kevinowi Garnettowi.

Toronto Raptors zwolnili menedżera klubu Roba Babcocka. Podczas półtorarocznej kadencji ten sympatyczny pan zdołał m.in. sprzedać największą gwiazdę Raptors - Vince'a Cartera - za worek gwoździ i wybrać w drafcie niejakiego Rafaela Araujo, który zapowiada się na jeden z większych niewypałów w historii NBA (średnia 2,1 pkt i 2,9 zbiórki w meczu). Do historii przejdzie jako człowiek, który zbudował ekipę, która pozwoliła Kobe Bryantowi zdobyć 81 punktów w jednym meczu. "Należało mu się" - skomentował Charles Barkley.

Isiah Thomas oskarżony o molestowanie seksualne! Była szefowa marketingu Knicks Anuschka Brown Sanders oskarżyła Thomasa, że narzucał się jej, nazywał "czarną dziwką" i wielokrotnie proponował seks. Gdy poskarżyła się władzom klubu, została zwolniona. Żąda 6 mln dolarów odszkodowania. Isiah twierdzi, że oskarżenie jest całkowicie bezpodstawne.

Tako rzecze Shaq

Jesteście ciekawi, co powiedział Shaq o wyczynie Kobe? Nie dowiecie się, bo odmawiał komentarzy w tej sprawie. Ale możemy sobie wyobrazić, co sobie pomyślał.

Ciekawostki

81 punktów to dużo? Jak sprawdził ESPN, w porównaniu z niektórymi wyczynami z historii amerykańskiego basketu, to dorobek dość skromny.

Oto bowiem niejaki John Barber w 1953 r. zdobył 188 punktów w spotkaniu Los Angeles State - Chapman College (206-82). W kolejnym meczu dzień później mu nie szło - miał ledwie 103 punkty.

Siostra Reggiego Cheryl Miller zdobyła 105 punktów w meczu Riverside Poly - Riverside Norte Vista (179-15).

Lisa Leslie w szkole średniej zdobyła 101 punktów w pierwszej połowie meczu. Jej zespół prowadził 102-24. Niestety, przeciwniczki obraziły się i na drugą połowę nie wyszły. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"81 to 81. Nieważne, w jakim meczu, w lidze letniej, na podwórku, na Playstation - to mnóstwo punktów" - Vince Carter o Kobe Bryancie.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Z33 dnia Wto 18:13, 07 Lut 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Wto 18:02, 07 Lut 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: W tym tygodniu nie piszemy...

...o ciężkich losach New York Knicks (9 porażek w ostatnich 10 meczach) i koszykarzach, którzy buntują się przeciw nieustannej krytyce ze strony swojego trenera Larry Browna. Bo Larry i tak najchętniej by ich wszystkich powymieniał - tak jak wcześniej zmieniał żony (trzykrotnie) i pracodawców (jedenastokrotnie).
...o kolejnym fantastycznym transferze Knicks, w którym Nowy Jork opuści Antonio Davis, a trafi tam z Toronto Jalen Rose. Bo prędzej jesteśmy skłonni uwierzyć, że menedżer Knicks Isiah Thomas wykonał ten ruch, żeby odwrócić uwagę mediów od oskarżenia o molestowanie seksualne, niż w to, że wierzy, że Rose odmieni losy nowojorczyków.

...o Antonio Davisie, który trafia do Toronto, miasta, którego nie znosi, w którym nie chce mieszkać, i do klubu, w którym nie chce grać. Bo przypuszczamy, że dogada się z menedżerem Raptors, błyskawicznie opuści Toronto i powróci do Chicago, gdzie skończy karierę.

...o Kendrze Davis, żonie Antonio, która najpierw wymusiła pierwszeństwo na skrzyżowaniu, a potem oblała kobietę kierującą drugim samochodem gorącą kawą. Bo wiemy, że pani Davis uwielbia, gdy się o niej mówi i pisze.

...o Kobe Bryancie. Bo okazuje się, że prawdziwym MVP Los Angeles jest Lamar Odom. Doznał kontuzji i Lakers od razu przegrali z Charlotte - mimo że Bobcats też byli poważnie osłabieni (ich maskotka - Rufus, złamała rękę). Dzień później Lakers przegrali również z Nowym Orleanem.

...o pierwszych piątkach All Stars wybranych przez kibiców, którzy zdecydowali, że w drużynie Zachodu zagrają Tracy McGrady i Yao Ming. Bo skoro Houston Rockets legitymują się najgorszym bilansem na Zachodzie, a obaj panowie raczej leczyli kontuzje, niż grali, to znowu okazało się, że takie głosowanie to raczej konkurs piękności niż umiejętności.

...o drużynie Atlanta Hawks. Bo (przepraszamy wszystkich trzech kibiców Atlanty w naszym kraju) odkąd zaczęliśmy interesować się NBA, zawsze była to najbardziej nudna i bezbarwna drużyna w lidze. I pojawienie się Joe Johnsona i Zazy Pachulii nie zmieniło naszej opinii w tym względzie.

...o drużynie Milwaukee Bucks. Bo już raz napisaliśmy o Milwaukee i do tej pory żałujemy.

...o Nate Robinsonie z Knicks, który bardzo poważnie przyjął zaproszenie na konkurs slam dunków i codziennie trenuje swój popisowy numer - stoi tyłem do kosza na linii rzutów wolnych, nagle podrzuca piłkę nogami do góry, odwraca się, kopie nią wysoko w tablicę, kiedy ta się odbija, chwyta ją w powietrzu i widowiskowo pakuje od góry do kosza. Bo choć próbuje uparcie już od tygodni, to jeszcze ani razu mu się nie udało.

...o Chrisie Andersenie, któremu też się nie udawało w ubiegłorocznym konkursie wsadów, ale teraz będzie miał dwa lata na treningi i aż strach pomyśleć, jakimi numerami zaskoczy nas podczas All Star Weekend 2008.

...o Chucku Norrisie. Bo wszyscy o nim piszą.

...o Latrellu Sprewellu. Bo nie chcemy zakłócać mu wypoczynku.

...o tym, że formułę felietonu ściągnęliśmy z "Przekroju". Bo to chyba oczywiste.

...o Macieju Lampe i Krystynie Łybackiej. Bo nie bardzo byłoby co.

Kronika towarzyska

Lamar Odom doznał kontuzji żeber. Powiedział, że tak go bolą żebra, że przestał używać dezodorantu, bo nie jest w stanie go podnieść. Może to i lepiej, że nie gra, bo koledzy w samolocie powrotnym mieliby niezbyt fajnie.

Kilku koszykarzy Milwaukee przejęło od Kobe modę na czarne rajtuzy. Zakładali je Michael Redd, Joe Smith, Andrew Bogut i Mo Williams. Któregoś dnia trenerzy Milwaukee przyszli na trening w takich samych rajtkach. "Chcieli nam pokazać, jak głupio wyglądamy" - przyznał Redd.

Ron Artest trafił do Sacramento Kings, wreszcie może przerwać milczenie i trochę pogwiazdorować. "To było niesamowite - dzwonili do mnie najlepsi koszykarze w lidze. Zadzwonił Kevin Garnett. O rany, Garnett chce ze mną grać! Może trafię do Minnesoty? Potem dzwoni Kobe. O Jezu, Kobe chce, żebym z nim grał. Jadę do Lakers? Potem dzwoni Elton (Brand). Do Clippers? A potem 'Melo (Carmelo Anthony). Nie sądziłem, że jestem aż tak dobry".

Jak co roku trener Lakers Phil Jackson rozdał swoim podopiecznym książki. Efekty też będą chyba takie jak co roku. Smush Parker dostał "Małego żółtego pieska" Waltera Mosleya. Pytany, co w ten sposób Jackson chciał mu przekazać, odpowiada: "Wiecie co? Nie mam pojęcia". Ale książeczkę przeczytał.

Andrew Bynum z Lakers ma pseudonim "Skarpetki". Z pewnością zastanawiacie się dlaczego. Otóż Bynum nie ma klapek i w obawie przed grzybicą wchodzi pod prysznic w skarpetkach.

Tako rzecze Shaq

Macie szansę, żeby Shaq rzekł do Was coś osobiście! Trwa aukcja charytatywna "have a Shaq at your event", w której możecie wygrać udział Shaqa w organizowanym przez Was przyjęciu. Shaq pojawi się na pół godziny, będzie szczerzył zęby, mówił "cześć" i przybijał piątkę Twoim gościom (nie może ich być więcej niż 30). Warunek: impreza ma się odbyć nie dalej niż 50 kilometrów od Miami (Shaq musi przecież brać udział w treningach i meczach). Aukcja potrwa jeszcze przez tydzień, w tej chwili najwyższa oferta to 5529 dolarów.

[link widoczny dla zalogowanych]

Niezłe numery

11 - tyle spotkań z rzędu wygrali, cichuteńko i bez rozgłosu, Dallas Mavericks, zrównując się w tabeli Konferencji Zachodniej z faworytami - San Antonio Spurs.

43,4 - średnia punktowa Kobe Bryanta w styczniu. W historii NBA tylko Wilt Chamberlain miewał średnią miesięczną ponad 40 punktów.

Ciekawostki

Shaq rozegrał w Miami już 100 meczów, zdobywając średnio 21,8 punktów i 10,2 zbiórek. Wcześniej w Orlando Magic zdobywał 27,2 pkt. i 12,5 zb., a w Lakers 27 pkt. i 11,8 zb.. Shaq jest piątym zawodnikiem w historii, który zdobywa średnio ponad 20 punktów w trzech różnych drużynach - przed nim dokonali tego jeszcze Bernard King, World B. Free, Moses Malone i Stephon Marbury.

Kobe Bryant pobił ostatnio wiele rekordów. Oto kolejny z nich: największy "spadek" liczby zdobytych punktów z meczu na mecz. W spotkaniu z Toronto rzucił 81 pkt., w meczu z Golden State 30 - czyli zjechał aż o 51 pkt. Dalej w tej ciekawej klasyfikacji są Rick Barry (48 - spadek z 64 na 16 w 1974 roku) i Vernon Maxwell (47: z 51 na 4). Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"To tak, jakby zaprosić zawodowego zabójcę na zjazd wszystkich żyjących prezydentów. Jest możliwe, że zakończy się to wielką rzezią" - trener Indiany Rick Carlisle o Kobe Bryancie.

Antonio Davis


Kendra Davis


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 18:41, 12 Lut 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Game Over?
Nigdy nie grał tak słabo. Nigdy nie męczył się tak szybko. Nigdy tak mało nie rzucał, nie zbierał, nie blokował. Nigdy tak nie odpuszczał. Nigdy. Czyżby Shaquille O'Neal się skończył?
Popatrzmy na statystyki O'Neala. Średnia punktowa - 19,3, najniższa w karierze. Zbiórki - 9,3, najmniej w karierze. Bloki - 1,5 - również najmniej. Minuty na boisku - 29,1 - aż o pięć mniej niż w poprzednim sezonie.

Ale nie tylko o statystyki tu chodzi. Coraz częściej, patrząc na O'Neala, można zapomnieć, że to jeden z największych centrów w historii, że to gość, którego jeszcze niedawno bali się wszyscy, ale to wszyscy zawodnicy w NBA. Coraz częściej jest zwyczajnym wielkoludem NBA - wolnym, zasapanym, z trudem odrywającym się od ziemi.

W meczu z Utah dwukrotnie zablokował go Greg Ostertag. W meczu z Lakers w jednej z akcji ośmieszył go smarkacz Andrew Bynum. Zdarzały się Shaqowi występy fatalne. 13 pkt w meczu z Milwaukee (tylko 4 trafione rzuty na 12 oddanych). 8 pkt z Phoenix (2 na 6). 12 pkt z Utah (5 na 14). 11 pkt z New Jersey (4 na 12).

Shaq uspokaja: to nic takiego, długo byłem kontuzjowany, teraz powoli dochodzę do siebie, oszczędzam się. Na play-offy powróci wasz stary dobry Shaq. Shaq, którego nie da się powstrzymać.

Ale kibicom Heat i trenerowi Patowi Riley wcale nie jest do śmiechu. "Może i ja zrobię to samo. Też poczekam, aż się zaczną play-offy. Nie będę się martwił. Nie będę się przygotowywał. Nie będę planował. Nie będę się złościł. Poczekam, aż oni będą gotowi. Nie cierpię takiego gadania" - złości się Riley.

I ma powody. Przecież postawił na Shaqa cały majątek Miami Heat - najpierw przedłużając kontrakt O'Neala (100 mln dol. za pięć lat), a później wymieniając pół składu, który był przecież o włos od finału NBA. Nowe nabytki - Jason Williams, Antoine Walker, Gary Payton, James Posey - miały stanowić mocne wsparcie dla dwóch wielkich gwiazd zespołu: O'Neala i Dwyane'a Wade'a. Sceptycy obawiali się, że ten "Dream Team" nie zadziała, bo nowe gwiazdki mogą mieć problemy z wkomponowaniem się w drużynę, która już swoje gwiazdy ma.

I rzeczywiście. Miami Heat z najlepszymi w NBA (Pistons, Spurs, Mavs, Suns) grali siedmiokrotnie. Wszystkie mecze przegrali. Ostatni pojedynek z Dallas Mavericks - różnicą 36 pkt. Przegrali też 9 z 10 meczów przeciwko liderom dywizji.

Kłopoty O'Neala pozwalają łagodniej spojrzeć na decyzję Los Angeles Lakers, którzy latem 2004 sprzedali Shaqa do Miami. U podstaw tej decyzji leżał konflikt Shaqa z Kobe Bryantem - gdyby ten pierwszy został w LA, ten drugi nigdy nie podpisałby z Lakers nowego kontraktu. Ale liczyła się też kasa. Właściciel Lakers Jerry Buss nie chciał płacić gigantycznych pieniędzy starzejącemu się, rozkapryszonemu, niezbyt pracowitemu centrowi. I być może miał rację.

W pierwszym sezonie po transferze Shaq chciał udowodnić Lakersom, jak bardzo byli w błędzie. Pracował całe lato, schudł, wrócił skoczniejszy i zwinniejszy. Ale zapału starczyło tylko na rok. Ten sezon Shaq zaczął już ze zwyczajową nadwagą i szybciuteńko (już po dwóch meczach) złapał kontuzję. Co gorsza, przestał nawet sypać bon motami (w związku z czym bardzo podupadła ulubiona rubryka wielu naszych czytelników "Tako rzecze Shaq").

Pat Riley uspokaja, że Kareem Abdul Jabbar był mistrzem jeszcze w wieku 38 lat. Ale Shaq w pierwszej połowie sezonu nie pokazał niczego i dlatego nie ma dla niego miejsca w naszym zestawieniu nagród na półmetek sezonu.

Nagrody półmetkowe

MVP - Kobe.

Najlepszy trener - Flip Saunders.

Najlepszy obrońca - Marcus Camby (wiemy, że długo był kontuzjowany, ale jak nie był, wymiatał).

Najlepszy debiutant - Chris Paul.

Największy postęp - Chris Bosh.

Najlepszy rezerwowy - Mo Williams.

Pierwsza piątka: Steve Nash, Kobe Bryant, LeBron James, Dirk Nowitzki, Tim Duncan.

Druga piątka: Chauncey Billups, Allen Iverson, Vince Carter, Elton Brand, Rasheed Wallace. Nie ma centrów - bo żaden nie zasłużył.

Najlepszy menedżer - Elgin Baylor (Clippers). A co tam.

Kronika towarzyska

Michael Jordan skomentował 81-punktowy wyczyn Kobe Bryanta. "Nie wyobrażam sobie, żebym dał komuś rzucić 81 punktów i nie wyleciał z boiska za faule".

Shareef Abdur Rahim z Sacramento został ukarany przewinieniem technicznym za oprotestowanie faulu podczas meczu z Utah. "Ciekawe, za co mnie ukarali, skoro [na boisku] nie jestem w stanie nic powiedzieć" - powiedział rozżalony Rahim, który w grudniu złamał szczękę i gra z odrutowaną buzią.

Kończy się aukcja, w której można wygrać 30 minut z Shaqiem. W tej chwili najwyższa oferta wynosi 25,5 tys. dol. Biorąc pod uwagę zarobki O'Neala, wychodzi na to, że za 30 minut gry właściciel Heat płaci mu prawie ćwierć miliona dolarów. Zachęcamy do udziału w aukcji, bo - jak widać - to prawdziwa okazja.

Coraz więcej w NBA facetów w rajtuzach. Niedawno rajtki założył LeBron James. Po co mu to? "Chronią mnie przed kontuzją" - stwierdził LeBron. A czemu inni noszą rajtuzy? "Cóż, to kwestia mody".

Steve Nash skończył właśnie 32 lata, czyli osiągnął wiek, w którym zdaniem właściciela Dallas Mavericks Marka Cubana miał się zacząć sypać. W związku z tą prognozą Cuban nie zdecydował się na podpisanie z nim wieloletniego kontraktu. Jak gra Nash - wszyscy wiemy.

Ira Newble z Cleveland opuścił kilka meczów, bo włosy w nosie urosły mu tak bardzo, że pojawił się stan zapalny i wyrósł czyrak, który trzeba było usunąć.

Ciekawostki

Liderem NBA pod względem skuteczności jest Shaq (56,6 proc.). To nie jest jednak zbyt ciekawe, bo Shaq zazwyczaj przewodzi w tej kategorii. Ciekawy jest wicelider. Otóż jest to Tony Parker z San Antonio, który rzuca z 55-proc. skutecznością. Jak na rozgrywającego - niebywałe.

Najlepszym zbierającym w NBA jest w tej chwili Dwight Howard z Orlando (12,7 zb.). Jeśli dowiezie przewagę do końca sezonu, stanie się najmłodszym zwycięzcą klasyfikacji zbieraczy w historii NBA.

Kobe Bryant rzucił 81 pkt w swoim 666. meczu w NBA. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Są jak pociski niesterowane. Nigdy nie wiem, w którą stronę polecą" - center Cleveland Zydrunas Ilgauskas o swoich rzutach. Zydrunas gra z wybitym prawym palcem wskazującym.




[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 19:39, 19 Lut 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Wsady jak się patrzy
To był najlepszy konkurs slam dunków w tym milenium, a może nawet od starożytnych pojedynków Michaela Jordana i Dominique Wilkinsa. Byłby jeszcze lepszy, gdyby sędziowie nie uparli się przyznać zwycięstwa najmniejszemu na parkiecie.


Nate Robinson, pierwszoroczniak z New York Knicks, w ocenie trenera Larry'ego Browna nie nadaje się wprawdzie na rozgrywającego, ale za to jest "chodzącym replayem", specjalistą od tricków i nietypowych zagrań. W dodatku jest malutki (175 cm), co już przed konkursem czyniło go faworytem. Bo choć koszykówka jest grą wielkoludów, slam dunki najlepiej wyglądają w wykonaniu malców.

Reputację cyrkowca Robinson ugruntował w finale, gdy do pomocy wziął sobie Spuda Webba, zwycięzcę sprzed 20 lat, a przy tym najniższego w historii triumfatora konkursu slam dunków (170 cm). Ubrał go w starą koszulkę Atlanty Hawks, postawił trzy metry przed koszem, a potem rozpędził się i... składając nogi w nożyce, przefrunął mu tuż nad głową.

Supersztuczka, kapitalny slam dunk - który w niemal każdym konkursie biłby na głowę wyczyny rywali.

Ale nie w tym. W sobotę absolutnym numerem jeden był Andre Iguodala (Philadelphia 76'ers), który serię superatletycznych slam dunków ukoronował wyczynem wręcz kaskaderskim. Otóż rozpoczął bieg z tylnej strony kosza, złapał piłkę rzuconą o tył tablicy i zadunkował, przefrunąwszy wpierw pod tablicą (tak, wiemy - to trudno opisać i jeszcze trudniej sobie wyobrazić). Jak to się stało, że nie walnął głową w tablicę, nie mamy pojęcia. Zeszłoroczny zwycięzca konkursu wsadów Josh Smith powiedział, że nigdy by na taki numer nie wpadł, a nawet teraz - gdy go zobaczył - nie odważyłby się go powtórzyć. Później Iguodala zachwycił raz jeszcze: wyrzuconą, odbitą od parkietu piłkę chwycił w locie, przełożył ją za plecami z ręki do ręki i zapakował od góry. I znowu - trudno opisać, ale ci, którzy widzieli, wiedzą, o co chodzi.

Niestety Iguodala (198 cm) nie jest "kieszonkowcem", a wyglądało na to, że sędziowie sprzyjali malcowi z Nowego Jorku. W finale tak zamanipulowali notami, by obaj panowie zdobyli tyle samo punktów i by potrzebna była dogrywka. W dogrywce Robinson potrzebował bodajże 14 prób, by udało mu się poprzedzające slam dunk dziwaczne, cyrkowe przełożenie piłki między nogami zakończone podaniem o tablicę. Iguodala czekał i marzł, a gdy wreszcie przyszła jego kolej, ostatni slam dunk nie miał już tyle iskry co poprzednie. Nie ma pretensji do sędziów - tłumy bardziej szalały przy wsadach malutkiego Robinsona, a przecież ten konkurs robi się właśnie dla tłumów.

Ale oba przeloty - Robinsona nad Webbem i Iguodali pod tablicą - trafią do panteonu slam dunków wszech czasów.


Kronika towarzyska - wokół Meczu Gwiazd

Konkurs drużynowy "Shooting Stars" podczas Meczu Gwiazd wygrała ekipa z San Antonio. Tony Parker trafił z połowy boiska, dedykując rzut Kobe Bryantowi. Najbardziej fetowała go narzeczona, aktorka Eva Longoria. Zgodnie z tradycją najbardziej w tym konkursie ośmieszył się Magic Johnson, długo nie mogąc trafić rzutu z półdystansu.

Konkurs rozgrywających "Skills Challenge" wygrał Dwyane Wade, a najbardziej fetował go Shaq.

Konkurs rzutów za 3 punkty wygrał Dirk Nowitzki, a najbardziej fetował go właściciel Dallas Mark Cuban. Nowitzki w eliminacjach oddał rzut po końcowej syrenie i nie powinien w ogóle wejść do finału.

Najlepiej ubrany mężczyzna podczas Weekendu Gwiazd - oczywiście Shaq. Nienagannie skrojony trzyczęściowy garnitur i kapelusik w stylu Jana Rokity. Najgorzej ubrany: Kobe (skąd on wytrzasnął ten sweterek?).

Czy tylko nas do szału doprowadza, że w momencie, kiedy zaczyna się wywiad z jakimś koszykarzem, komentatorzy Canal+ zaczynają gadać o czymś zupełnie nieistotnym bądź łączą się ze studiem w Warszawie, żeby dowiedzieć się, co ma do powiedzenia Edward Durda?

Donosimy o tym już po raz 237. - Dennis Rodman chce wrócić do NBA! Zagrał mecz w lidze brytyjskiej w drużynie Brighton Bears, zebrał 23 piłki i uznał, że to dowód na to, że wciąż potrafi grać w koszykówkę. Podobno rozmawia z Portland i Toronto. Menedżer Portland widzi to nieco inaczej: "Zadzwonił jego agent i nagrał się na sekretarkę. Oddzwoniłem, powiedziałem, że nie jesteśmy zainteresowani. Nie wiem, o czym on mówi".

Jeśli już o Portland - rozgrywający tego klubu Sebastian Telfair został przyłapany na posiadaniu broni bez zezwolenia. Według Sebastiana to nieporozumienie: przez pomyłkę wziął torebkę swojej narzeczonej, a tam - traf chciał - był rewolwer. Fajną ma dziewczynę.

Największa gwiazda w historii NBA Michael Jordan sprzedaje kolekcję 21 par swoich Air Jordanów. Zyski z aukcji zostaną przekazane ofiarom huraganu "Katrina". Będzie można też kupić podpisaną przez Jordana koszulkę Byków, zestaw plakatów i piłkę do koszykówki. Aukcja rozpocznie się we wtorek na eBayu. W aukcji zamierza wziąć udział LeBron James, człowiek dość zamożny, więc życzymy powodzenia w licytacji.

Było onegdaj trzech Europejczyków - Milicić, Tskitishvili i Lampe - z których każdy miał być drugim Dirkiem Nowitzkim. Na razie żaden nie jest nawet drugim Shawnem Bradleyem. Wszyscy trzej w ostatnim tygodniu zmienili pracodawców. Tskitishvili powędrował z Minnesoty do Phoenix. Milicić rozstaje się z Detroit (które wybrało go z numerem 2 w jednym z najlepszych draftów ostatnich lat - przed Carmelo Anthonym, Dwyanem Wadem i Chrisem Boshem) i poszuka drugiej szansy w Orlando. A Lampe trafił do Houston. Dzięki temu Maciek mógł po raz pierwszy i zapewne ostatni w życiu oglądać z bliska Mecz Gwiazd. Ale kariery raczej w Houston nie zrobi, bo jak powiedział trener Jeff Van Gundy: "Transfer został dokonany z przyczyn finansowych. [Lampe] podobno nie jest złym koszykarzem. Podobno umie rzucać. Ma 21 lat. Ale ja nigdy nie widziałem go w akcji, więc się nie wypowiadam".

Tako rzecze Shaq

"Wszyscy się starzejemy. Ale gdy już skończę karierę, mam nadzieję, że będziecie mnie wspominać jako wielkiego koszykarza".

Ciekawostki

W meczu z Detroit Dwyane Wade z Miami zdobył dla swojej drużyny 17 punktów z rzędu. Lepsze osiągnięcia mieli tylko Kobe Bryant (dwukrotnie w słynnym meczu z Toronto: 22 i 19 punktów z rzędu) i Tracy McGrady (18 punktów z rzędu z Seattle). Tuż za Wade'em plasuje się niejaki Steve Blake z Portland - 16 punktów z rzędu przeciwko Dallas.

Dwyane Wade trafił w tym roku tylko 6 z 51 rzutów za trzy punkty. Ale obiecuje, że latem popracuje nad "trójkami".

Paul Pierce jest jedynym koszykarzem NBA, który przewodzi swojej drużynie i w średniej liczbie zdobytych punktów, i zbiórek, i asyst, i przechwytów.

Paul Pierce rzucił w meczu z Cleveland 50 punktów, a mimo to Celtics przegrali. Pierce jest trzecim koszykarzem z Bostonu, któremu udało się zdobyć 50 punktów (obok Larry'ego Birda i Kevina McHale'a), ale pierwszym, który zrobił to w przegranym przez Celtics meczu. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Jeśli chodzi o moją drużynę, to może i przegrywamy, ale za to przegrywamy razem" - bohater konkursu wsadów Nate Robinson o New York Knicks.


Nate Robinson nie mial sobie równych w rywalizacji slam dunków


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 20:58, 26 Lut 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Jaka piękna katastrofa

Łzy wzruszenia napływają nam do oczu, gdy obserwujemy menedżerskie wyczyny Isiaha Thomasa w Nowym Jorku. Nie przypuszczaliśmy, że kiedykolwiek zobaczymy coś podobnego.
Przecież to tak, jakby szefem domu wariatów uczynić wariata. Jakby dać Andrzejowi Lepperowi Ministerstwo Finansów. Albo tym mistrzom, którzy nakręcili "Wiedźmina", 500 mln dolarów na remake "Władcy pierścieni". Te rządy przejdą do historii NBA.

New York Knicks mają najdroższy zespół w lidze (123 mln dol., o 30 mln więcej niż najhojniejszy z rywali). Jednego z najdroższych trenerów. Jeden z najgorszych bilansów w lidze (15 zwycięstw, 40 porażek). I bezspornie najbardziej bezsensowny skład.

Każdy kolejny ruch transferowy Isiaha Thomasa wydaje się być bardziej absurdalny niż kolejny. Warto to zapamiętać, bo nigdy w historii NBA nie było równie idiotycznej serii transferów. I pewnie już nigdy nie będzie. Normalni ludzie w NBA zamieniają się z dwóch powodów - żeby zaoszczędzić lub żeby wzmocnić drużynę. Ale nie Isiah. Ruchy Thomasa wyglądają identycznie: pogarszają sytuację płacową, ale jednocześnie pogarszają sytuację kadrową.

Latem Isiah pozbył się Kurta Thomasa, najbardziej walecznego (a przy tym niezbyt drogiego) gracza podkoszowego. W zamian dostał z Phoenix Suns Quentina Richardsona - niepotrafiącego bronić specjalistę od trójek, w dodatku z chronicznym bólem pleców. Okazało się, że bez cudownych podań Steve'a Nasha Quentin rzuca, ale nie trafia, a ból pleców uniemożliwia mu grę nawet na przyzwoitym poziomie. No, ale któż mógł to przewidzieć?

Chwilę później Thomas dostrzegł, że oddając Kurta, pozbył się całego swojego mięsa podkoszowego. Akurat pracy szukał Jerome James, akurat było świeżo po play offach, w których to James rozegrał cztery dobre mecze. Isiah zaproponował Jerome'owi pracę, godziwą płacę (30 mln za pięć lat) i problem z głowy.

Minęło kilka tygodni i Isiah przypomniał sobie, że przed tymi czterema dobrymi meczami, James rozegrał kilkaset niezbyt dobrych i że słynął tylko z tego, że kiedyś usnął na treningu. Nikt w NBA nie miał ochoty przygarnąć centra Chicago Bulls Eddy'ego Curry'ego - bo gruby, bo dziecinny, bo ma chore serce. Isiah się nie przestraszył. W ten sposób Knicks mają w składzie dwóch centrów, których aż strach wpuszczać na boisko - Curry'ego w obawie przed zawałem, Jamesa - przed kompromitacją. A Bulls w zamian za Curry'ego otrzymali m.in. wybór w tegorocznym drafcie. Knicks mają drugi najgorszy bilans w lidze, a w Chicago zacierają ręce. No, ale któż mógł to przewidzieć?

Gdy tylko pojawiają się plotki, że jakiś koszykarz jest na sprzedaż, Isiah natychmiast przygotowuje ofertę. Nie zawraca sobie głowy takimi detalami, jak to czy ów gracz w ogóle jest w Nowym Jorku potrzebny, czy znajdzie się dla niego miejsce na boisku. Po to przecież zatrudnił Larry'ego Browna, żeby mu zawodników ustawiał. Miesiąc temu Isiah sprowadził z Toronto Jalena Rose'a - kolejnego koszykarza typu "jestem najlepszy, tylko głupi trener nie potrafi mnie wykorzystać". Kiedyś trener Brown i Jalen Rose nie potrafili się dogadać w Indianie - teraz też nie jest łatwo. No, ale któż mógł to przewidzieć?

I wreszcie ostatnia perełka, czyli zatrudnienie Steve'a Francisa, mimo że w składzie Knicks jest grający niemal identycznie Stephon Marbury, a na ławie siedzi jeszcze Jamal Crawford. Wszyscy pół rozgrywający, pół rzucający, zero-broniący, za to zrzędzący, że hoho. Jeśli Thomas dąży do zebrania grupy gwiazdorów, którzy będą w stanie stworzyć najgorszą możliwą atmosferę w szatni, a na boisku wyrywać sobie piłkę, to jest na najlepszej drodze.

O ile w ogóle Isiah do czegoś dąży. Przecież "koncepcje" i "plany" zmienia jak rękawiczki. A to buduje zespół wokół Marbury'ego, a to stawia na młodych, a to stara się pozyskać wybory w drafcie. Teraz lansuje teorię, że pozyskanie Francisa jest tylko pierwszym krokiem kolejnego wielkiego planu, którego zwieńczeniem ma być zakup latem Kevina Garnetta. Super, tyle że taki plan zakłada, że menedżer Wolves - Kevin McHale - jest głupszy nawet od Thomasa.

Na razie obecny sezon jest dla New York Knicks jednym z najgorszych w historii. I aż nam nie starcza wyobraźni, by przewidzieć, co wydarzy się w przyszłym roku, kiedy Isiah Thomas będzie miał do dyspozycji 60 mln dol. w wygasających kontraktach Allana Houstona, Shandona Andersona, Jerome'a Williamsa, Jalena Rose'a i Mo Taylora. A Shaq mówi: "Przyjadę tu. jak będę miał 42 lata. I tak mi pewnie chętnie zapłacą".

Kronika towarzyska

Jeden z bohaterów weekendu gwiazd - Nate Robinson - już powrócił na ziemię. Na początku tygodnia trafił na listę nieaktywnych. "Jestem dumny, że wygrał konkurs wsadów, ale wydaje mi się, że w normalnym meczu stosuje się nieco inną punktację" - powiedział trener Larry Brown.

Mimo że Mecz Gwiazd odbył się w Houston, nie pojawił się na nim Hakeem Olajuwon. Hakeem mieszka teraz z rodziną w Jordanii i studiuje tam islam.

Pat Riley zawsze był znany z kontrowersyjnych technik motywacyjnych. Kiedyś np. na sesji treningowej włożył głowę do wiadra z lodowatą wodą. Ostatnio trochę zmiękł i kiedy koszykarze spodziewali się tęgiego lania po klęsce z Dallas, Riley poprosił o ciszę i... puścił im piosenkę "Listen to the Music" zespołu Doobie Brothers. "Słuchałem tego cały dzień i wprawiło mnie to w dobry nastrój. Może i was wprawi" - powiedział Pat i zaczął tańczyć w rytm muzyki.

Nowo pozyskany center Orlando Darko Milicić źle wspomina swoją przygodę w Detroit: "Przyjechałem tu grać w koszykówkę, a nie oglądać, jak grają inni. Gdybym chciał oglądać, mogłem włączyć telewizję. Czułem się tam jak chłopiec od podawania piłek".

Kibice Cleveland Cavaliers ustanowili rekord Guinnessa w kategorii "najwięcej ludzi w perukach na jednej imprezie". We wtorek 20 562 osoby założyły perukę Andersona Varejao. To ponad trzy razy więcej niż dotychczasowi rekordziści - kibice Detroit Pistons.

Tako rzecze Shaq

"Mam trzech synów i kiedy wchodzę do nich do pokoju, nie ma tam żadnych plakatów ze mną. Jest D-Wade, T-Mac i LeBron".

"Teraz jestem ojcem rodziny, mam pięcioro dzieci, kolejne w drodze i już nie bawię się tak jak kiedyś. Nie będę już chodził na wszystkie imprezy. Pójdę może na jedną, dwie. No - góra na cztery, pięć imprez" - podczas weekendu gwiazd.

Niezłe numery

Shaquille O'Neal w sobotnim meczu z Seattle: 31 punktów, 15 z 16 celnych rzutów z gry (jeden jedyny niecelny sam dobił) i... 1 na 6 trafionych wolnych.

Gilbert Arenas (Waszyngton): 46 punktów przeciwko Knicks, 13 na 16 celnych rzutów, 7 na 10 celnych trójek. Kryli go na zmianę Francis i Marbury.

Ciekawostki

Kobe Bryant, Allen Iverson i LeBron James przyjechali na weekend gwiazd, zdobywając średnio ponad 30 punktów na mecz - to pierwszy taki przypadek od 40 lat, kiedy podobnym wyczynem mogli pochwalić się Wilt Chamberlain, Jerry West i Oscar Robertson.

"USA Today" wyliczył, że najlepszym strzelcem w ostatnich dwóch minutach meczu jest LeBron James (56 proc.), tuż przed Shawnem Marionem. Trójki w ostatnich dwóch minutach najlepiej trafia Mo Peterson.

Eddy Curry zaliczył w tym sezonie 11 asyst i 129 strat. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

Chuck Norris wygrał kiedyś pojedynek jeden na jeden z Michaelem Jordanem. Grał w butach narciarskich i z kebabem w ręku.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Pon 18:44, 06 Mar 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Ten Nash był nasz, jest wasz

Phoenix Suns kupili Steve'a Nasha i są rewelacją NBA. Dallas Mavericks oddali Steve'a Nasha - i też są rewelacją NBA
1 lipca 2004 do drzwi Steve'a Nasha, rozgrywającego Dallas, któremu właśnie skończył się kontrakt, zapukali nieoczekiwani goście: właściciele Phoenix Suns, pracujący tam dawny mentor Nasha - Rex Chapman, młody gwiazdor Suns Amare Stoudemire. Przybyli z bajeczną ofertą - 65 mln dolarów za sześć lat - i błagalnym apelem, aby Steve zgodził się powrócić do klubu, w którym zaczęła się jego przygoda w NBA.

Nash liczył na to, że podpisze nowy kontrakt z Dallas. Tu żyło mu się dobrze, tu pracował jego najlepszy kumpel Dirk Nowitzki. Jednak, ku zdumieniu większości obserwatorów ligi, właściciel Mavericks Mark Cuban, wcześniej szastający pieniędzmi na prawo i lewo, złożył Nashowi ofertę znacznie słabszą niż Phoenix. Uznał, że starzejący się Kanadyjczyk, który nigdy nie imponował sprawnością fizyczną, nie jest wart aż takich pieniędzy.

Niewielu jednak przekonał, zwłaszcza że prowadzeni przez Nasha Suns stali się rewelacją NBA. Ich diabelsko szybka, zwariowana i pełna radości koszykówka podbijała serca, a Nash w głosowaniu na MVP (najbardziej wartościowego gracza ligi) wygrał z samym Shaquille'em O'Nealem.

Po zeszłym sezonie z Phoenix odeszło dwóch superstrzelców - Quentin Richardson i Joe Johnson. Amare Stoudemire doznał ciężkiej kontuzji kolana. Miało być gorzej - ale nie jest. Phoenix z bilansem 40-17 zajmują trzecie miejsce na Zachodzie. Nash nie złapał kontuzji, ani nawet zadyszki - nadal przewodzi NBA pod względem asyst (10,8 na mecz), ma też najwyższą w swej karierze średnią punktową - 19,5 na mecz. I ani myśli zwalniać.

Tymczasem w Dallas za pieniądze odłożone dla Nasha zatrudniono latem 2004 gnuśnego centra Ericka Dampiera. Do rozgrywania wzięto - właściwie z łapanki - Jasona Terry'ego. W połowie sezonu odszedł architekt sukcesów klubu, zwariowany trener Don Nelson. Zastąpił go asystent Avery Johnson. Koniec pieśni?

Koniec - ale tylko na chwilę. Bo dziś Mavericks współdzielą najlepszy bilans na Zachodzie (46 zwycięstw, 12 porażek). Z ostatnich 22 meczów wygrali 20 (niedzielny mecz Dallas - Phoenix zakończył się po zamknięciu wydania). Dirk Nowitzki jest poważnym kandydatem do tytułu MVP. Rana po odejściu Nasha zabliźniła się właściwie bez śladu.

Dallas wymieniło nie tylko rozgrywającego. W kąt poszła cała koncepcja gry oparta na finezji i celnych rzutach z dystansu. Koncepcja, która nie miała szans w play offach, bo - jak wyzłośliwiali się komentatorzy - obronę mieli Mavs mięciutką jak pupcia niemowlaka.

Dzisiejsza strategia Mavs to zmodyfikowany szlagier Andrzeja Leppera:

Ten Nash był nasz, jest wasz

Nie damy bić się w twarz

Będziemy walczyć jak lwy

I nie przeszkodzi nikt

Mavs grają powoli i z rozmysłem, zdobywają sto punktów w meczu, najmniej od lat. Ale też mniej mają głupich strat i łatwych punktów dla przeciwników. Pod ich koszem warują dwa barczyste byki - Dampier i ściągnięty przed tym sezonem DeSagana Diop. Na rasowych obrońców wyrastają młodzi Josh Howard i Marquis Daniels. Mocna ławka - z Keithem Van Hornem i Jerrym Stackhouse'em - pozwala Dallas walczyć o zwycięstwa, nawet gdy "UberDirk" ma zły dzień.

Co ciekawe, Steve'a Nasha do dziś nikt w Dallas nie zastąpił. Rozgrywaniem zajmuje się komitet, a żaden z Mavericks nie ma na koncie więcej niż cztery asysty na mecz.

Jaki morał z tej historii? Ano taki, że z Nashem czy bez Nasha - dobrze jest mieć jakiś plan.

Kronika towarzyska

W ekipie olimpijskiej USA znalazło się miejsce dla takich asów jak Antawn Jamison, Josh Howard, Shane Battier, Luke Ridnour i Joe Johnson, ale nie dla Allena Iversona. Gratulacje dla Jerry'ego Colangelo, który wybierał.

Żona Andrieja Kirilenki Masza Łopatowa rozumie, jakie pokusy czyhają na graczy NBA podczas wielomiesięcznych podróży w trakcie sezonu. I dlatego zezwoliła mężowi, aby raz w roku przespał się z jakąś groupie. "To co zakazane jest najbardziej pociągające. To tak samo jak z wychowaniem dzieci. Jeśli mówię synkowi: nie wolno ci jeść pizzy, nie wolno ci jeść pizzy... to czego on pragnie bardziej niż czegokolwiek? Pizzy" - wyjaśniła rezolutnie. Andriej jest nieco zakłopotany i twierdzi, że z dyspensy nie skorzysta. Za to dzielna Masza stała się ideałem żony i pewnie zostanie gwiazdą talk-show. Brawo.

W meczu Dallas - San Antonio Robert Horry próbował ugryźć Jerry'ego Stackhouse'a w ramię. Nie trafił, ale i tak został zawieszony na dwa mecze.

Były koszykarz NBA Manute Bol (45 l.) został aresztowany wraz z żoną Ajok Kuag (27 l.). Państwo Bol oskarżają się nawzajem o próbę pobicia. Manute twierdzi, że Ajok rzuciła w niego telefonem i uderzyła go podczas kłótni w głowę. Żona twierdzi, że Manute ją bije.

Podczas jednego z pierwszych występów Steve'a Francisa w Nowym Jorku zaczepny kibic zapytał Steve'a, dokąd pójdzie, gdy opuści Knicks. "Do banku" - odpowiedział Francis.

Właściciel Knicks James Dolan nic sobie nie robi z krytyki mediów. Mówi, że wierzy w plan i strategię Isiaha Thomasa. Że to mistrzowski plan obliczony na cztery lata. I że teraz mamy rok numer 1. Czyżby Dolan nie zauważył, że Thomas pracuje w Nowym Jorku już trzeci sezon? Hm.

Andre Iguodala chciałby w przyszłości wziąć udział w Meczu Gwiazd, ale nie wystąpi już w konkursie wsadów. Po tym, jak potraktowali go sędziowie, wcale mu się nie dziwimy. Za to w przyszłorocznym konkursie wsadów ma wziąć udział Chuck Norris. Przedstawi slam dunk kopniakiem z półobrotu.

Tako rzecze Shaq

"Nie noszę kostiumu, ani majtek, ani stringów. No dobra - może czasem stringi"

Niezłe numery

16 tys. punktów zdobył już w NBA Kobe Bryant i jest najmłodszym graczem w historii, któremu się to udało. Bryant pokonał ten próg, gdy miał 27 lat i 192 dni. Wyprzedza o cztery dni Wilta Chamberlaina i o ponad pół roku Michaela Jordana.

Ciekawostki

Portal 82games.com obliczył, kto spisuje się najlepiej w ultrastresowych sytuacjach, gdy ważą się losy meczu. Pod uwagę wzięto wyłącznie akcje z ostatnich 24 sekund meczu, przy remisie lub jedno-dwupunktowej różnicy. W ostatnich trzech latach numerem jeden jest Carmelo Anthony - osiem celnych rzutów na 14 prób (57 proc.). Dalej są Allen Iverson i Steve Francis (osiem celnych rzutów na 18 prób). Kobe Bryant w decydujących chwilach trafił sześciokrotnie, ale próbował aż 25 razy.

Wśród graczy, którzy najgorzej radzili sobie z presją, są m.in. LeBron James (dwa celne rzuty na 16), Chauncey Billups (4/18) oraz Stephon Marbury i Steve Nash (1/12).

Darko Milicić niedawno sprzedany z Detroit do Orlando jest rekordzistą zasiedzenia - na ławce. W pierwszych dwóch sezonach na parkiecie spędził zaledwie 553 minuty. Żaden z graczy wybranych w czołówce draftu nie grał tak mało. Nawet taki niezdara jak Kwame Brown już w pierwszym sezonie grał 818 minut. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Mam dość powtarzania tego samego. Mam dość przepraszania za byle jakie podejście do gry. Czuję, jakbym niemal po każdym meczu musiał przepraszać za brak zaangażowania zespołu. Nie za wynik, ale za brak zaangażowania.

Nasza obrona była żenująca. Obrona jeden na jednego - tragiczna. Wsparcie w obronie - nieakceptowalne. A obrona przy pick'n'rollach nie istniała" - trener Houston Rockets Jeff Van Gundy, który powinien prowadzić szkolenia ze zrzędzenia.


Steve Nash przebija się przez obronę San Antonio Spurs, podczas trzeciego. ubiegłorocznego meczu w finale konferencji zachodniej.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 18:41, 12 Mar 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Darko Reloaded

Nazywali go "wpadką wszech czasów". Nazywali go "fatalnym zauroczeniem". Nazywali go "ludzkim cygarem zwycięstwa", bo wchodził na boisko tylko wtedy, gdy wygrana była już pewna. Przykuty do ławki przez dwa i pół roku, teraz Darko Milicić może udowodnić, że jeszcze będą z niego ludzie
Wszystko zaczęło się od Dirka Nowitzkiego. Trenerzy Dallas odkryli go w jakiejś zapadłej dziurze w Niemczech, nie bacząc na drwiny, wybrali z numerem 9 w drafcie 1998 roku, a Niemiec - choć pierwszy sezon miał kompletnie nieudany - szybko stał się jedną z wielkich gwiazd NBA.

I tak zaczęła się moda na poszukiwanie talentów w Europie. Wysłannicy klubów NBA zaczęli przeczesywać Europę, zaglądając do obskurnych hal na Litwie, w Rosji, Chorwacji, Jugosławii. Każdy chciał znaleźć następnego Dirka. W spekulacjach przed draftem pojawiali się gracze, których niemal nikt nie widział w akcji, których nazwisk nikt nie umiał prawidłowo wymówić, ale którzy - rzekomo - mieli nieskończony potencjał. Z tego klucza trafili do NBA m.in. Nikoloz Tskitishvili i nasz Maciej Lampe.

Nikt jednak nie zyskał takiej sławy jak Darko Milicić. Serbskiego 17-latka wyszperano w Vrsar, małym miasteczku w Jugosławii. Pojechał tam dziennikarz ESPN i wystawił Miliciciowi laurkę, której nie zapomni do końca życia. Darko - według tej relacji - był spełnieniem marzeń każdego menedżera NBA. Wielki jak stodoła (213 cm), silny jak tur, zwinny jak kobra. Techniką nie ustępował Timowi Duncanowi. Walecznością - Kevinowi Garnettowi. Miał być drugim Wiltem Chamberlainem. Miał być Wybrańcem.

Wiosną 2003 r. Darko pojechał do Stanów i na specjalnych treningach rozkochał w sobie elitę NBA. - To wybryk natury - mówił o nim zauroczony menedżer Detroit Pistons Joe Dumars. I Detroit wzięło Milicicia z numerem 2 w drafcie, tuż za LeBronem Jamesem.

Wiadomo było, że na początku Milicić nie pogra w Detroit zbyt wiele. Ale tego, że zostanie dosłownie przykuty do ławki, chyba nikt się nie spodziewał. Wybrani tuż za nim w drafcie Carmelo Anthony, Chris Bosh i Dwyane Wade bez trudu wdarli się do pierwszych piątek swych zespołów i wyrastali na gwiazdy. A Darko siedział. W pierwszym sezonie spędził na parkiecie zaledwie 159 minut. W drugim - niewiele więcej.

Zesłanie Darko można było tłumaczyć specyficzną sytuacją Detroit - drużyna z czołówki NBA musiała wygrywać i nie mogła eksperymentować, wystawiając żółtodzioba. Ale też gdy Darko już pojawiał się na boisku, raził nieporadnością. Jego osławionych talentów nie sposób było dostrzec - widać było zagubionego wielkoluda. I w dodatku pechowego: gdy sprawił sobie kolczyki, dostał infekcji i musiał występować z plasterkami na uszach. Gdy wszedł na końcowe momenty ostatniego meczu finałów z LA Lakers, raz dwa złamał rękę.

W tym sezonie chimerycznego trenera Larry'ego Browna, z którym Darko nie mógł się dogadać, zastąpił w Detroit Flip Saunders. To miała być szansa dla Milicicia. Ale nic się nie zmieniło. Darko wciąż nie grał, siedział na ławie i gorzkniał. Stał się pośmiewiskiem NBA. Ta ofiara poszła w drafcie wcześniej niż Wade i Anthony? To - mówiono - największa menedżerska wpadka od 20 lat (gdy w 1984 roku Portland TrailBlazers wybrali Sama Bowie'ego zamiast Michaela Jordana). W końcu Joe Dumars wywiesił białą flagę. W lutym sprzedał Milicicia do Orlando Magic w zamian za prawo wyboru w tegorocznym drafcie.

Na Florydzie Darko dostał drugą szansę. Magic o nic nie walczą - mogą dać Miliciciowi pograć. Mogą budować zespół wokół Darka i dwóch sprawdzonych już młodzieńców - centra Dwighta Howarda i rozgrywającego Jameera Nelsona. Darko - pomimo dłuższego stażu w NBA - jest młodszy od obu z nich. W czerwcu skończy dopiero 21 lat.

Milicić zaczął jak Tomasz Lis po transferze do Polsatu - od zmiany fryzury. Ściął blond loczki, zastępując je jeżykiem a la marines. Gra po 20 minut w meczu. Statystyki nie są imponujące - 7 pkt, 5 zbiórek - ale też nie kompromitują. W piątkowym meczu z Cleveland Darko zdobył 10 punktów, w sobotę przeciw Golden State - 11. Oba spotkania Orlando wygrało.

- Detroit to był koszmar - mówi Darko w wywiadzie dla Hoopshype.com. - Teraz jest super. To fantastyczne uczucie, gdy rozumiesz, że trener w ciebie wierzy i daje ci szansę gry w decydujących chwilach. Teraz wszystko zależy ode mnie.

Kronika towarzyska

Gdy Orlando Magic sprzedali do Nowego Jorku Steve'a Francisa, w zamian dostali m.in. swoją dawną gwiazdę Penny Hardawaya. W 1997 roku Penny poprowadził rokosz, który skończył się zwolnieniem z pracy trenera Magic Briana Hilla. Teraz Hill znów trenuje Magic. I natychmiast po wymianie wyrzucił Hardawaya ze składu, nie pozwalając mu zagrać choćby w jednym meczu. Jak Kuba Bogu...

Pat Riley powiedział, że Dwyane Wade jest najbardziej wszechstronnym graczem, jakiego kiedykolwiek trenował. Zważywszy że Riley trenował już m.in. Kareema Abdul-Jabbara, Magica Johnsona, Jamesa Worthy, Pata Ewinga, Alonzo Mourninga i Shaqa - komplement robi wrażenie.

W ubiegłą niedzielę właściciel Dallas Mark Cuban przegrał trzykrotnie. Najpierw jego Mavericks zostali pokonani w prestiżowym pojedynku przez Phoenix Suns 115:107. Potem dwa filmy, których Cuban był producentem - "Good Night and Good Luck" oraz dokument "Enron: The Smartest Guys in the Room" - przegrały wyścig do Oscarów. Cuban obejrzał pierwszą kwartę meczu z Phoenix (we fraku!), a potem wsiadł w swój odrzutowiec i poleciał na oscarową galę do Los Angeles.

Najgorszym trenerem w NBA jest Sam Mitchell (Toronto) - tak wynika z sondażu, który "Sports Illustrated" przeprowadził wśród graczy NBA. Mitchell dostał 15 proc. głosów, wyprzedzając Mike'a Woodsona (Atlanta) i - niespodzianka! - Jeffa Van Gundy'ego (Houston).

A propos Jeffa Van Gundy'ego. Trener Houston bardzo się oburza na zarzut, że zrzędzi. Po przegranym meczu z Philadelphia 76'ers powiedział: - Wiecie, to jest zabawne. Uwielbiam, kiedy odpowiadam na pytanie, odpowiadam szczerze, i wy to nazywacie zrzędzeniem. Jeśli nie chcecie szczerej odpowiedzi, nie pytajcie. Co mam mówić? Wszystko było super, wszystko jest świetnie, dzielnie walczyliśmy z 76'ers. Stary, to było ekstra, daliśmy im rzucić 50 punktów z trumny i 25 z kontrataków. Nie, no, ludzie, ciężko jest być graczem NBA.

Lider Houston Tracy McGrady opuści najbliższe pięć tygodni z powodu bólu pleców. Bez McGrady'ego Rockets przegrywają wszystko, co się da, więc liczymy na kolejne interesujące i szczere wypowiedzi Jeffa.

New Orleans Hornets, którzy po dewastacji miasta przenieśli się do Oklahomy, zagrali pierwszy w tym roku mecz w odnowionej sali w Nowym Orleanie. Grali z LA Lakers. Powrót popsuł Kobe Bryant, który w czwartej kwarcie rzucił 18 punktów i zapewnił Lakersom zwycięstwo.

W końcówce niedawnego meczu Clippersów trener polecił młodziutkiemu Jarosławowi Korolewowi podać piłkę pod kosz do Vina Bakera. Korolew jednak w ogóle go nie posłuchał. Strapiony wyjaśnił trenerowi, że... nie wiedział, kto to jest ten Baker. Trener wskazał na Bakera i spytał: - A to kto? Na co Korolew: - No, to jest Vinny.

Ciekawostki

16 razy w karierze Kevin Garnett miał ponad 20 punktów i zbiórek w meczu. Ostatnio udało mu się to przed tygodniem, w pojedynku z Golden State (23 punkty, 21 zbiórek). Spośród obecnie grających w NBA tylko Shaquille O'Neal zaliczył "podwójną dwudziestkę" częściej - 19 razy. Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"A teraz pójdę do domu nacieszyć się moją piękną żoną, cudownymi dzieciakami, moją pracą. Dla mnie każdy dzień jest jak urodziny" - po meczu z Charlotte Bobcats w dniu jego 34. urodzin. Shaq zdobył w nim 35 punktów, w tym 8 w dogrywce, którą Heat wygrali jednym punktem.

Niezłe numery

30 mln dol.

zarabiają łącznie Stephon Mabrury i Steve Francis, rozgrywający New York Knicks, najgorszej drużyny w NBA. Dla porównania - 33 mln dol. zarabia łącznie cała pierwsza piątka Detroit Pistons, najlepszej drużyny w NBA.

Złota myśl

Zdobyłem już wcześniej tytuł gracza miesiąca. Nigdy nic mi za to nie dają, na przykład nowego samochodu czy jakiejś plakietki - Paul Pierce, najlepszy gracz NBA w lutym.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 19:38, 19 Mar 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: To moja piaskownica!

Lead: Kiedy Larry spotkał Stephona - telenowela.

Najwięcej tekstów w tegorocznym sezonie poświęciliśmy błąkającej się gdzieś w okolicach ostatniego miejsca w NBA drużynie nowojorskich Knicks. I wydawało się, że po serii idiotycznych transferów Isiaha Thomasa i pozbawionych sensu decyzji trenerskich Larry Browna nic ciekawego już się w Nowym Jorku nie ma prawa wydarzyć. A jednak.

Kiedy latem Brown został trenerem Knicks, eksperci najbardziej byli ciekawi, jak poradzi sobie ze Stephonem Marburym. Panowie spotkali się na olimpiadzie w Atenach i nie przypadli sobie do gustu. Brown swoich playmakerów trzyma krótko, żąda od nich dyscypliny, posłuszeństwa w realizacji taktyki, waleczności w obronie. A Marbury lubi sobie poszaleć i porzucać, a bronić - niespecjalnie. Brown nie przywykł dostosowywać swoich zasad do talentów i umiejętności swych graczy. Marbury nie przywykł dostosowywać się do czegokolwiek. Ich związek od początku przypominał więc bombę z opóźnionym zapłonem.

Przez kilka miesięcy panowie w wywiadach podkreślali, jak się nawzajem cenią i szanują, tylko co pewien czas pozwalając sobie na drobną złośliwość (Brown: "drużyna gra bez głowy"; Marbury: "przydałaby nam się jakaś spójna strategia"). Bomba wybuchła w ubiegłym tygodniu. Obrażone na siebie primadonny urządziły nam piękny medialny teatr.

PROLOG

W meczu z Chicago przed decydującą akcją Bulls Marbury tak długo biega za sędziami, pokrzykując, że powinni byli w poprzedniej akcji odgwizdać na nim faul, że drużyna rywali może swoją akcję rozpocząć, rozegrać, podać piłkę do Bena Gordona, który niekryty przez wciąż awanturującego się Marbury'ego oddaje zwycięski rzut za 3 pkt. Kolejne dwa mecze Knicks wygrywają, ale Marbury i tak jest niezadowolony.

AKT PIERWSZY

Marbury: Dobra, dosyć tego, przez cały ten sezon nie byłem sobą, robiłem to, co mi kazano, poświęcałem się dla dobra zespołu. Teraz to się zmienia, od dziś zaczynam znowu grać jak Stephon Marbury, nazywany Starburym.

Brown: Ciekawe, już tyle lat jestem trenerem i nikomu nie dawałem w życiu tyle swobody ile Marbury'emu. Niech on zacznie wreszcie grać lepiej. Niech sobie będzie Starburym. Niech nas zaprowadzi do ziemi obiecanej. Dość tego. Od dzisiaj każdego, kto nie będzie grał wystarczająco twardo, będę sadzać na ławce. Jestem trenerem od 30 lat i nigdy nie zostawiłem drużyny w gorszym stanie niż gdy do niej przyszedłem. Nigdy. Pomyśl o tym.

Marbury: Niech on nie porównuje swojej kariery z moją. Starszy jest. Ale dosyć tego. Przez trzy miesiące mnie obrażał w gazetach. Siedziałem cicho, uszy po sobie. Nie pozwolę się więcej obrażać. Tak mnie mama uczyła. Jak ktoś cię bije, to masz oddać. (...) I dlaczego on ze wszystkim leci do dziennikarzy zamiast usiąść i porozmawiać? Nie czuję się tu bezpiecznie.

Brown: To ma być najlepszy rozgrywający w NBA? Taa, bilans 17-45 i wszystkiemu winien trener.

Marbury: On opowiada, co już zrobił, ale ludzi w Nowym Jorku to nie obchodzi. Przeszłość to przeszłość. Żyjemy tu i teraz. Chcę grać w Nowym Jorku. Kocham Nowy Jork. Nowy Jork kocha mnie. Ale jeśli w przyszłym roku nie będę grał w Nowym Jorku, to trudno - nie będę płakać. To jest biznes, bywałem już w takiej sytuacji.

Brown: To ja tu jestem trenerem. Całe życie trenowałem zgodnie ze swymi zasadami i taka sytuacja zdarza mi się po raz pierwszy. Doszedłem do finału konferencji z Haywoodem Workmanem. Doszedłem do finału NBA z Ericem Snowem. Jak komuś się to nie podoba, to pewnie nie jest dla niego dobre miejsce.

PRZERWA

Na scenie pojawia się właściciel Knicks James Dolan, który obsztorcowuje Browna niczym - jakby to powiedział minister Dorn - burą sukę. Mówi, że przedstawienie w mediach jest żenujące, panowie mają sobie dać po razie i żyć w zgodzie, przynajmniej do końca tego żałosnego sezonu.

AKT DRUGI

Następnego dnia podczas treningu Brown prosi Marburego o chwilę rozmowy na osobności. Rozmowa trwa całe 30 sekund, panowie rzekomo wszystko sobie wyjaśniają i teraz już będzie OK. Rąk sobie jednak nie podają.

Marbury: Powiedział mi, że to on kręci tą drużyną, i że może zrobić, co zechce. I że nie chce, żebym odchodził i że kończymy spór. Żebyśmy się już niepotrzebnie nie opluwali. Użył argumentów nie do zbicia. Ale ja się nie boję.

Brown: Powiedziałem, że doceniam, że fajnie kibicował wczoraj chłopakom w końcówce. To ważne. [Knicks wygrali dzień wcześniej z Atlantą po dwóch dogrywkach, Marbury kluczowe momenty meczu przesiedział na ławce]. Powiedziałem, że było mi przykro, jak go kibice wygwizdali. Że będę go dalej trenował i że nigdzie nie odchodzi.

Marbury: Czy mu wierzę? Bez komentarza.

Brown: Nie żałuję tego, co mówiłem wcześniej. Miałem swoje powody. Ale teraz to już koniec.

Marbury: Powiedział, że mam grać tak, jak on chce. Nie powiedziałem ani tak, ani nie.

Brown: To doświadczenie uczyni mnie lepszym trenerem i może dokądś nas zaprowadzi.

Marbury: (z innej beczki) Nie rozumiem, dlaczego nie mogę przebywać na parkiecie razem ze Stevem Francisem. Można przynajmniej spróbować. Gorzej już i tak nie będzie. Nie kupiliśmy go chyba tylko po to, żeby go kupić.

EPILOG

Przed meczem z najlepszą drużyną w lidze Detroit Pistons Marbury wyznaje dziennikarzom, że uważa Flipa Saundersa za najlepszego trenera, jaki go kiedykolwiek trenował: - Wyniki Detroit NIE ROBIĄ na mnie wrażenie. Mają właściwą drużynę i właściwego trenera. Saunders trafił do Detroit latem, zamiast Browna. Knicks po fantastycznej końcówce wygrywają z Pistons. Zwycięskie punkty zdobywa zastępujący Marbury'ego Jamal Crawford. Stephon prawie całą czwartą kwartę siedzi na ławce. Kiedy koledzy świętują zwycięstwo, wściekły mruczy coś do siebie pod nosem. Kolegom z drużyny mówi, że latem już go tu nie będzie.

Marbury: Siedziałem na ławce przez 11 minut. SIEDZIAŁEM NA ŁAWCE PRZEZ 11 MINUT! Oczywiście, że nie mam z tym problemu. Mam jakieś wyjście?

Ciąg dalszy nastąpi. Na pewno.

Kronika towarzyska

Tematem przewodnim imprezy z okazji 34. urodzin Shaqa był ukochany film O'Neala, "Człowiek z blizną" ("Scarface"). Cała rezydencja została specjalnie wystylizowana na dom bohatera filmu Tony'ego Montany (Al Pacino). Przed domem zaparkowane były samochody z epoki. Wśród gości przechadzały się żywe tygryski i różowe flamingi. Wielki tort urodzinowy przyleciał na Florydę aż z Kalifornii z kultowej cukierni Perfect Endings i przedstawiał kadr z filmu z wkomponowanym sztucznie samym Shaqiem. Happy Birthday zaśpiewał Julio Iglesias jr. Shaq był zachwycony, impreza się udała i kosztowała jedynie 300 tysięcy dolarów.

John Amaechi (kiedyś grał w Orlando i Utah) przerwał koszykarską emeryturę, aby wspomóc drużynę Wielkiej Brytanii na Igrzyskach Dobrej Woli. - Zapomniałem już, jaka to nuda być koszykarzem. Wciąż tylko trening, spanie i jedzenie. A różnica pomiędzy tym a NBA jest taka, że teraz jeszcze muszę nosić swoje torby. Po swoim ostatnim meczu tutaj zamierzam spalić buty do koszykówki - mówi Amaechi. Przez ostatnie dwa lata był psychologiem.

Andris Biedrins z Golden State rozbił swoje porsche cayenne turbo. - Szkoda. To był mój najlepszy przyjaciel w Ameryce - powiedział Andris.

Kobe poszerzył swój arsenał rajtuzowy. Oprócz białych i czarnych, pojawiły się na jego nogach również granatowe. Kobe - prosimy o rajtki różowe.

Ciekawostki

Toronto Raptors zostali niedawno rekordzistami NBA - przynajmniej raz trafiali za 3 pkt przez 595 meczów z rzędu. Seria trwa - rekord wynosi już 598 meczów.

Reggie Evans z Denver w meczu z Toronto zaliczył 0 punktów i 20 zbiórek. Został czwartym zawodnikiem w historii, który tyle zebrał, nic nie rzucając. Jednym z trzech pozostałych był oczywiście Dennis Rodman. Ciekawe, prawda?

Niezłe numery

Chris Kaman z Clippers - 24 pkt i 23 zbiórki w meczu z Minnesotą. Chris Kaman???

Złota myśl

- Jestem jednym z dwóch (najlepszych graczy NBA). Tego drugiego wybierzcie sobie sami - któżby inny, jak nie Ron Artest.


Stephon Marbury (New York Knicks, z piłką) mija Roala Ivey'a (Atlanta Hawks)


Larry Brown

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 22:35, 26 Mar 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Chytry dwa razy zyskuje

Pomalutku, po cichutku New Jersey Nets wracają do elity NBA. Nie byłoby to możliwe, gdyby ich właściciel nie okazał się kiedyś skąpym, zimnym draniem
A to było tak. Latem 2004 r. kontrolę nad Nets przejął Bruce Rattner, nowojorski deweloper, któremu marzyło się przeniesienie drużyny na Brooklyn i zbudowanie tam wielkiego kompleksu sportowo-handlowo-mieszkalnego. Dzięki kilku kapitalnym transferom menedżera Roda Thorna (m.in. ściągnięcie Jasona Kidda) Nets byli wtedy w czołówce NBA.

Akurat kończył się kontrakt Kenyona Martina, nadziei Nets, twardziela, jak się patrzy, kreowanego na nowego Charlesa Oakleya. K-Mart chciał maksymalnego kontraktu. Rattner -onieśmielony nową inwestycją i pokłócony trochę ze wspólnikami - odmawiał. Na nic zdały się prośby managementu i lobbing mediów, które twierdziły, że bez Martina Nets stoczą się w przeciętność. Właściciel powiedział "nie" i K-Mart poszedł do Denver. Nets dostali w zamian tylko kilka wyborów w drafcie.

Kolejne miesiące potwierdziły trafność czarnych prognoz. Nets przegrywali, szefowie klubu namawiali Alonzo Mourninga do przedwczesnego zakończenia kariery. Przeglądano oferty na kontuzjowanego, podstarzałego Jasona Kidda. Dziwić mogło jedynie przedłużenie kontraktu z Richardem Jeffersonem - czyżby to on miał być liderem drużyny? Bruce Rattner bił się w piersi i przepraszał za niezatrzymanie K-Marta.

Tymczasem skąpstwo opłaciło się. Menedżerowie Toronto chcieli sprzedać sfrustrowanego Vince'a Cartera. Szukali wyborów w drafcie. A te, nawet w nadmiarze, były w New Jersey pozyskane w wymuszonym transferze K-Marta. Nets oddali do Toronto Mourninga, dwóch średniaków, dwa wybory draftowe - w zamian dostali Cartera, którego gwiazda rozbłysła w New Jersey na nowo.

Ta dziwna seria wydarzeń uszczęśliwiła wiele osób. K-Mart nie był wart pieniędzy, których wówczas żądał, w Denver gra trzecie czy nawet czwarte skrzypce, zdobywając średnio 13,4 pkt i 6,5 zbiórki. Ale i tak jest zadowolony - czuje się potrzebny, zarabia mnóstwo kasy i gra w fajnej, młodej drużynie. Mourning poszedł do Miami - u boku Shaqa w swoim ukochanym klubie chce powalczyć o tytuł mistrza NBA.

A Nets są trzecią najlepszą drużyną na Wschodzie. Po ostatniej serii siedmiu zwycięstw mają bilans 39-28. Odejście Mourninga uwolniło miejsce dla młodego centra Nenada Krsticia, którego talent świetnie się rozwija. Jason Kidd doszedł do siebie po kontuzji i wciąż należy do najlepszych rozgrywających w lidze. Vince Carter się odrodził. A Richard Jefferson nie musi udawać lidera i jako jedna z trzech gwiazd drużyny radzi sobie znakomicie.

W tym roku walka o tytuł na Wschodzie rozstrzygnie się pewnie między Detroit i Miami, ale za rok może być już inaczej. Zwłaszcza że Nets wymieniani są wśród faworytów wyścigu o względy Kevina Garnetta. Mają Kidda, z którym chciałby grać każdy, mają wciąż zbędne wybory w drafcie, mają smaczny kąsek transferowy w postaci Cartera lub Jeffersona.

Nie zmienia się tylko jedno - choć Nets mają i wyniki, i fajną drużynę, nikt ich nie docenia. Stacje telewizyjne nie chcą transmitować ich meczów. - Na TNT nie transmitowali nas ani razu. Nie żebym był zazdrosny, ale gadamy o tym od początku sezonu - mamy All-Stara w postaci Vince'a Cartera, mamy jednego z najbardziej ekscytujących zawodników w lidze, czyli J-Kidda, gramy superkoszykówkę i nikt nas nie kocha? - żali się Richard Jefferson. A Jason Kidd dodaje: - Pewnie pokażą nas dopiero w play-off. W którąś niedzielę nas chyba transmitowali, bo nikt inny nie grał. Coś musieli pokazać, no i padło na nas.

Kibicom New Jersey (ciekawe, czy tacy w Polsce są) życzymy, żeby niedosyt transmisji pozostał ich najpoważniejszym problemem.

Kronika towarzyska

Kobe Bryant w wywiadzie dla "Jerusalem Post" powiedział, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby być Żydem.

Dennis Rodman wystąpi w towarzyskim meczu eksgwiazd NBA z reprezentacją Filipin. Zagrają też Kevin Willis, Alex English, Sidney Moncrief, Darryl Dawkins, Otis Birdsong i Calvin Murphy. Ten ostatni ma 70 lat.

W meczu z Milwaukee Darius Miles z Portland zaliczył trzy faule, zero punktów i zero zbiórek. Po meczu powiedział, że jest bardzo zmęczony i potrzebuje odpoczynku. Pewnie dlatego dwa dni później nie pojawił się o 10 rano na treningu. - Wstałem o 8.45, ubrałem się, autobus miał być o 9.45, więc stwierdziłem, że jeszcze chwilę poleżę i pooglądam telewizję. Gdy wstałem, była 11.30 - opowiadał Miles. Za karę przesiedział cały mecz z Phoenix na ławce.

Utah Jazz uhonorowali Karla Malone'a. W przerwie meczu z Washington koszulka z numerem 32 zawisła pod kopułą hali Delta Center, oczywiście obok koszulki Johna Stocktona. Przed halą (obok pomnika Stocktona) stanął pomnik Karla. My honorujemy Malone'a specjalnym wydaniem rubryki "Ciekawostki".

Ciekawostki

Podczas draftu w 1985 roku Malone miał na sobie wyjątkowo brzydki garnitur. Do dzisiaj jest on notorycznie obśmiewany przez różne stacje telewizyjne.

Co nie udało się Karlowi, udało się jego córce. Cheryl Ford zdobyła mistrzostwo WNBA z Detroit Shock w 2003.

Karl przybył do Salt Lake City 24 lipca 1985. W mieście akurat odbywała się parada z okazji mormońskiego Święta Pionierów, więc na ulice wyległy tłumy. Malone miał akurat tego dnia urodziny i był pewien, że ludzie wiwatowali na jego cześć.

Karl Malone jest właścicielem sieci lodziarni.

Malone na mecze przyjeżdżał harleyem, latem dużo chodził po górach, wędkował i polował. Ma hopla na punkcie ciężarówek, latem przemierza tysiące mil, prowadząc osiemnastokołowce. Kolekcjonuje broń.

Był przeciwny powrotowi zarażonego wirusem HIV Magica Johnsona do NBA.

Rozważał ubieganie się o posadę gubernatora stanu Arkansas z ramienia Republikanów. Sądząc po wynikach Arnolda Schwarzeneggera - miałby spore szanse.

Był uważany za boiskowego brutala. Robił krzywdę przeciwnikom - czasem łokciem, czasem kolanem. Na liście ofiar (rozbita głowa, złamana kość policzkowa, wstrząs mózgu, połamane żebra) znaleźli się m.in. Isiah Thomas, Donyell Marshall, Shawn Bradley, David Robinson i Steve Nash.

Jest rekordzistą NBA pod względem liczby wykonywanych i trafionych rzutów wolnych. Jeśli chodzi o liczbę zdobytych punktów, przegrywa tylko z Kareemem Abdulem Jabbarem.

Zagrał w sumie w 1476 meczach, średnio przebywał na parkiecie 37,2 min, trafiał ze skutecznością 51 proc., rzuty wolne - 74 proc. Zdobywał średnio 25 pkt, miał 10,1 zbiórki, 3,6 asysty, 1,4 przechwytu.

W wieku 40 lat, grając w Lakers, został najstarszym zawodnikiem NBA, któremu udało się zaliczyć triple double: 10 pkt, 11 zbiórek i 10 asyst w ciągu 26 min meczu z San Antonio.

11 razy wybierano go do pierwszej piątki NBA. Dwa razy - do drugiej piątki, raz - do trzeciej. 14 razy grał w Meczu Gwiazd (pod koniec kariery bardzo niechętnie). Dwukrotnie zdobył nagrodę MVP, dwa razy był też MVP Meczu Gwiazd (raz wspólnie z Johnem Stocktonem).

Kilka lat temu zajął 13. miejsce w głosowaniu na koszykarza wszech czasów. W drafcie też został wybrany z numerem 13. Ciekawe, prawda?

źródło: Wikipedia

Tako rzecze Shaq

Gdy przejdę na emeryturę, będę się ubiegać o jego posadę. Nie radzi sobie zbyt dobrze - o Stu Jacksonie, wiceprezesie NBA, który ukarał Shaqa grzywną 5 tys. dol. za rzekomy brutalny faul na Andresie Nocionim.

Niezłe numery

68 razy z rzędu Chauncey Billups, Richard Hamilton, Tayshaun Prince, Rasheed Wallace i Ben Wallace wychodzili na parkiet w pierwszej piątce Detroit Pistons. To rekord NBA.

Złota myśl

Teraz, po 20 latach, już wiem, że to stan.

Karl Malone o Utah. Kiedyś myślał, że to miasto.


Z piłką Jason Kidd - Mr. Tripple-Double.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 20:22, 02 Kwi 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: A ja ogolić się nie pozwolę! Noszę zarost od przedwojny!

Kiedyś nie budziły sensacji. Drobno posypane, cieniutkie nosił Charles Barkley. Szersze, ale też drobniutkie, miał na początku kariery sam Michael Jordan. Okraszone bokobrodami i bródką pielęgnował Karl Malone. Długie, szerokie, schodzące poniżej ust nosił dumnie Pat Ewing. Klasyczne podkreślały uśmiech Hakeema Olajuwona. I tylko rzadki rudy wąsik Larry'ego Birda budził politowanie.
Teraz sytuacja się powtarza. Drobniutki wąsik nikogo nie dziwi u Stephona Marburego, Steve'a Francisa, Allena Iversona czy nawet LeBrona Jamesa. Ale jeden z koszykarzy, który latem trafi do NBA (zostanie pewnie wybrany w pierwszej trójce), Adam Morrison z Uniwersytetu Gonzaga budzi sensację nie tylko z racji swojej świetnej gry (bywa porównywany do samego Birda), ale przede wszystkim z powodu wąsika.

O wąsie Morrisona jest głośno - bo jakby go nie było (wąsa, a nie Morrisona). Jest rzadki, nierówny, nieprzystrzyżony (bo i nie bardzo jest co strzyc). Jak pierwszy wąs świadczący wreszcie o dorosłości i męskości trzynastolatka. Stanowi idealny temat do żartów dla niepoprawnych kibiców i zawodników drużyny przeciwnej. Artykuł z "Los Angeles Times": "Morrison był nie do powstrzymania przeciwko Maryland i Michigan, ale powinien jeszcze raz przemyśleć kwestię wąsów". "Louisville Courier Journal": "Jedyną rzeczą, która nam się nie podoba w grze Gonzagi, są wąsy Morrisona". Wąs Morrisona króluje na blogach i forach internetowych, jest wszędzie. Zainteresował się nim nawet Bruce Roe, prezes stowarzyszenia Whisker Club, pierwszego amerykańskiego klubu ds. zarostu na twarzy.

Morrison (fan Che Guevary, Karola Marksa i Rage Against the Machine) nie zamierza się przejmować szumem wokół swojego zarostu. - Próbują mnie obrazić, ale nie rozumieją, że to tylko mnie nakręca. Niewiele trzeba powiedzieć, żebym się naprawdę wkurzył - mówi. Jest dumny ze swych wąsów i zamierza je pielęgnować, bo to jego pierwszy taki zarost. Od dzieciństwa chciał sobie takie zapuścić - ale nie rosły. Teraz wreszcie się pojawiły, więc dba, żeby nic złego ich nie spotkało. I nie zamierza poprzestać na wąsach - w przyszłości myśli o wielkiej brodzie: - Broda przyjdzie z czasem. To jest w genach. U mojego taty zarost też pojawił się później niż u innych. Wraz z rozwianym bujnym włosem a la Che i podciągniętymi wysoko podkolanówkami Morrison prezentuje się naprawdę komicznie.

Wspomniany wcześniej Bruce Roe proponuje, żeby Morrison rozważył, oprócz koszykarskiej, drugą ścieżkę kariery - udział w konkursach na najlepszy zarost, obecnie zdominowanych przez Europejczyków. Ale to wymagałoby od Adama większego poświęcenia - żeby dobrze przygotować się do Mistrzostw Świata w Brodzie i Wąsach, które odbędą się w 2007 roku w Brighton w Anglii, musiałby zacząć już teraz stosować środki wspomagające z witaminą B na porost włosów. Adam wyklucza stosowanie sztucznych specyfików. Nie brałby więc udziału w zawodach w tzw. klasie węgierskiej (jak Roe, który ma już na koncie srebrne i brązowe medale w takich zawodach), tylko w klasie naturalnej, w której nie ma mowy o woskach, sprayach do włosów czy innych wspomagaczach.

Będziemy uważnie śledzić rozwój - zarówno Adama Morrisona, jak i jego zarostu.

Kronika towarzyska

Podejrzewalibyśmy, że to prima aprilis, ale wiadomość poszła na ESPN 31 marca: NBA zamierza zakazać gry w rajtuzach. Od przyszłego sezonu koszykarze, którzy zechcą założyć rajtki, będą musieli wysłać do NBA podanie udokumentowane przez lekarza, który rekomenduje stosowanie legginsów. Władze ligi uważają, że zawodnicy noszą rajtuzy, bo to modne, a nie dla zdrowia. Pionierem rajtuzów był Jerry Stackhouse, który pojawił się w nich podczas ubiegłorocznych play-off. Inni rajtuzowicze to: Ray Allen, Andrew Bogut, Kobe Bryant, Vince Carter, Eddy Curry, Samuel Dalembert, Allen Iverson, LeBron James, Toni Kukoc, Rashad McCants, Michael Redd, Joe Smith, Nick Van Exel, Dwyane Wade, Gerald Wallace, Chris Webber, Bonzi Wells, Jason Williams i Mo Williams.

Tydzień temu świętowaliśmy pożegnanie Karla Malone'a, a w czwartek w hali Conseco Fieldhouse kibice Indiany pożegnali Reggie Millera. Dziennikarze zapytali go, co sądzi o dzisiejszych Pacers. - Cóż, trudno powiedzieć. Trzeba zaczekać, aż wszyscy wyzdrowieją i rozegrają razem odpowiednią liczbę meczów. Jermaine - kontuzja, Jamaal - kontuzja, Freddiego też nie było przez jakiś czas. Muszą mieć chwilę, żeby zebrać swoich podstawowych graczy, potrenować trochę razem, cóż - nie będzie lekko tak tuż przed play-off. Zobaczymy - odpowiedział Miller. Na to wcięła się siostra Millera Cheryl: - To taki kulturalny sposób, żeby powiedzieć, że są do dupy.

- Próbowałem być politycznie poprawny - tłumaczył Reggie.

Zanim zaczną się prawdziwe play-off, na nba.com trwa plebiscyt na najlepszą drużynę cheerleaderek. W wyniku głosowań kibiców w finale zmierzą się dziewczyny z Miami Heat i Sacramento Kings. Naszym zdaniem lepiej prezentują się te z Miami.

Gina Grant, żona Briana Granta, wystąpiła w sesji zdjęciowej dla magazynu "Post", reklamując biżuterię. Gina ma na sobie gustowny naszyjnik, piękne kolczylki i... nic poza tym. Strategiczne części ciała osłania dłońmi. Koledzy z Phoenix Suns dekorują sobie zdjęciami szatnię, ale Brian nie ma im tego za złe: - Jestem dorosłym człowiekiem, a moja żona jest piękną kobietą. Ona dobrze się czuje ze sobą i ja też się z nią dobrze czuję.

Niezłe numery

47 punktów (16 celnych rzutów na 25 prób), 12 zbiórek i 10 asyst - LeBron James w meczu z Miami. LeBron pokonał Dwyane'a Wade'a (44 punkty, 8 zbiórek, 9 asyst).

Ciekawostki

Tym razem o Reggiem Millerze:

Miller jest rekordzistą NBA pod względem liczby celnych rzutów za 3 punkty (2560).

Tylko John Stockton i Karl Malone zagrali więcej meczów niż Miller w barwach jednej drużyny.

Jest 12 najlepszym strzelcem w historii NBA (25 279 punktów). Średnio zdobywał 18,2 punkty na mecz, rzucał ze skutecznością 47,1 proc., za trzy - 39,5 proc., z linii rzutów wolnych - 88,8 proc.

Nikt w historii NBA nie zaliczył więcej tzw. zagrań za 4 punkty (celny rzut za 3 z faulem). Millerowi udało się to 24 razy. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

„Gdy widzę kogoś tak ślicznego, zastanawiam się, jak ludzie mogą chodzić na »Brokeback Mountain «” - Charles Barkley o Beyoncé Knowles.


Adam Morrison i jego dosyć komiczne wąsy


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 19:53, 09 Kwi 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: siedmiu niekrasnoludków

Twardy orzech do zgryzienia mają w obecnym sezonie dziennikarze wybierający najbardziej wartościowego zawodnika w NBA. Nie ma pewniaków, takich jak Steve Nash i Shaq w zeszłym roku, Kevin Garnett dwa lata temu, Tim Duncan trzy i cztery lata temu czy wcześniej Shaq. Eksperci wezmą pewnie pod uwagę siedmiu graczy. I każdy z nich jest na swój sposób najbardziej wartościowy.

Wesołek, czyli LeBron James. Najbardziej wyjątkowy. Zdobywa średnio ponad 30 punktów, ma siedem zbiórek i sześć asyst. W historii NBA tylko trzech innych graczy może pochwalić się podobnym osiągnięciem: Jerry West, Oscar Robertson i Michael Jordan. Osiem razy z rzędu rzucił ponad 35 punktów - w ciągu ostatnich 36 lat podobna sztuka udała się tylko Michaelowi i Kobemu. Ostatnio trzy razy z rzędu został graczem tygodnia. Nikt przed nim tego nie dokonał. Jest zawodnikiem totalnym - potrafi rzucić 40 punktów i wciąż zaliczyć triple double - przed nim potrafili to robić tylko Wilt Chamberlain i Robertson. Wszystko z nieodłącznym uśmiechem na twarzy, wszystko to w wieku 21 lat. Aż strach pomyśleć co LeBron będzie wyprawiał za sześć-siedem lat, kiedy będzie u szczytu kariery.

Mędrek, czyli Kobe Bryant. Najbardziej skuteczny. Zdobył 81 punktów. Będzie królem strzelców z nienotowaną od czasów Jordana średnią ponad 35 punktów. Dogadał się z Philem Jacksonem. Pojednał się z Shaqiem. Lakers po roku przerwy wracają do play offs. Gdyby to on przyznawał tytuł MVP, z pewnością przyznałby go sobie. Bo przecież jest najlepszy.

Nieśmiałek, czyli Dwyane Wade.
Najbardziej efektowny. Przeciwieństwo Kobego. Wszyscy go chwalą, a on pozostaje skromny. Dwyane jest jedynym człowiekiem na świecie, który uważa się za opcję nr 2 w Heat. Nawet sam Shaq uczciwie przyznaje, że Wade już go przerósł. Pat Riley mówi, że Dwyane jest najbardziej wszechstronnym zawodnikiem, jakiego trenował. Porównuje go z Michaelem Jordanem. Akcje Dwyane'a są prawie w każdym wydaniu dziesięciu najbardziej efektownych akcji tygodnia. Jednak sam Wade prosi, żeby z pochwałami się wstrzymać do momentu, kiedy osiągnie coś naprawdę wielkiego.

Apsik, czyli Steve Nash. Najbardziej wpływowy. Bez Amare Stoudemire'a Suns nie mieli prawa wygrywać zwłaszcza, że z klubu odeszli również Quentin Richardson i Joe Johnson. Tymczasem Nash nadal sprawia, że Suns pozostają w elicie NBA, a przeciętni gracze grają wielką koszykówkę. Tym razem spotkało to Borisa Diawa, który wcześniej grzał ławę w słabiutkiej drużynie Atlanty.

Gapcio, czyli Chauncey Billups.
Najbardziej prawdopodobny, choć czasem pomijany w typowaniach ekspertów. NBA lubuje się w nagradzaniu najlepszego zawodnika najlepszej drużyny, a Billups jest liderem liderów NBA, drużyny, która pewnie będzie miała na koniec sezonu 65 zwycięstw. Pistons są monolitem, a Billups jest tego monolitu fundamentem. Jednak ma w nosie cały ten szum wokół kandydatów na MVP. Sam głosowałby raczej na Nasha niż na siebie.

Gburek, czyli Tim Duncan. Najbardziej efektywny. Jak zwykle ponury, jak zwykle tak solidny, że aż zęby bolą. Będąc w ewidentnie gorszej formie niż w ubiegłych latach, przez cały sezon zmagając się z kontuzją stopy, jest w stanie prowadzić Spurs od zwycięstwa do zwycięstwa - pewnie po najlepszy bilans na Zachodzie. I pewnie znowu do finału NBA.

Śpioszek, czyli Dirk Nowitzki. Najbardziej wszechstronny. Wysoki, a kapitalnie rzuca z dystansu. Po ośmiu latach gry w NBA nauczył się wreszcie bronić. Nawet kiedy wydaje się, że przespał mecz, potrafi się obudzić w ostatniej kwarcie i zadać rywalom decydujący cios. W piątek poprowadził Mavs do wyjazdowego zwycięstwa nad Spurs, dzięki czemu wciąż mają szansę wyprzedzić rywali z San Antonio.

Serce podpowiada LeBrona, ale rozum mówi, że głosujący uznają, że na niego jeszcze przyjdzie czas. A nagrodę dostanie Billups.

Kronika towarzyska

Shaq przyznał, że w ciągu ostatniego miesiąca musiał schudnąć ponad 10 kilo: - Pat Riley zadzwonił i powiedział, że moja waga jest niezgodna z jego oczekiwaniami. I że jeśli ich nie spełnię, to mnie ukarze grzywną, i może nie zwolni, ale - jak to się mówi? - zdeaktywuje. Shaq nie jada już chipsów, orzeszków ani paluszków. Jednak jak mówi Dwyane Wade: - Kurczaczka od czasu do czasu przemyci.

W meczu San Antonio - Sacramento naprzeciwko siebie stanęło dwóch bodaj najlepszych obrońców w NBA, Bruce Bowen i Ron Artest. Artest twierdzi, że Bowen to oszust: - Przez cały czas mnie szturchał i bił. Przecież to nielegalne. To ja powinienem zostać najlepszym obrońcą w NBA. Ja bronię naprawdę. Bez sztuczek.

Los Angeles Lakers przegrali ze swoim potencjalnym rywalem w play off, Phoenix Suns, właściwie bez walki i to pomimo 51-punktowego popisu Kobe Bryanta. Jednak Phil Jackson jest spokojny: - Przetrzymałem na ławce naszą tajną broń, Vona Wafera.

Keith Van Horn z Dallas złamał rękę i w tym sezonie już nie zagra. Mavericks zastanawiają się nad podpisaniem kontraktu z Shawnem Kempem. W Miami kontuzji doznał Jason Williams i do skorzystania ze swoich usług namawia Tim Hardaway. A w Los Angeles pojawiają się plotki, że Clippers podpiszą kontrakt z Latrellem Sprewellem. Powrót żywych trupów?

San Antonio Spurs porobili między sobą drużynowe zakłady o finały koszykówki uniwersyteckiej. Najlepiej typował Argentyńczyk Fabricio Oberto. Komentarz Brenta Barry'ego: - Super, jakiś koleś z Argentyny wygrał, typując zwycięzców, bo bardziej podobały mu się kolory ich koszulek.

Podczas jednego z meczów Utah Jazz w hali Delta Center, kiedy rzuty wolne wykonywał Andrej Kirilenko, na parkiecie pojawił się jeden z kibiców i zaczął tańczyć. Komentarz Kirilenki: - W Europie też się to zdarza. Tylko że oni biegają na golasa. Na szczęście ten facet nie był goły. Niesfornego tancerza obezwładnił i przekazał policji trener Jerry Sloan.

Na dziewięć meczów przed końcem sezonu Charlotte Bobcats zwolnili Kareema Rusha, bo odpuszczał treningi i nie angażował się w grę. - Czuję, że zostałem źle zrozumiany - mój spokojny sposób bycia został zinterpretowany jako brak zaangażowania - tłumaczył Kareem. Phil Jackson, który wcześniej go trenował w Lakers, skrytykował tę decyzję, mówiąc, że ktoś się na Rushu mści i robi z niego kozła ofiarnego. Trener-menedżer Bobcats, Bernie Bickerstaff, wściekły odpowiedział, żeby Jax zajął się własnymi sprawami, i że facet, który dla kasy ujawnił w książce tajemnice, które powinny pozostać w szatni, jest kompletnie niewiarygodny.

Ciekawostki

Josh Smith zaliczył trzechsetny blok w karierze i został najmłodszym zawodnikiem (20 lat i 107 dni) w historii, który tego dokonał. Wyprzedził Kevina Garnetta.

Trzy razy w historii zdarzyło się, że kluby z tego samego stanu zdobyły mistrzostwo NCAA i NBA (UCLA i Warriors, UCLA i Lakers, Michigan i Pistons). Kibice Miami Heat mają nadzieję, że po zwycięstwie Floridy Gators historia powtórzy się po raz czwarty.

W meczu New Jersey - Cleveland rzut za trzy punkty Clifforda Robinsona awansował go na 18. miejsce w tabeli wszech czasów (1221 trójek), przed Chuckiem Personem. Jason Kidd w tym samym meczu trafił trójkę i awansował na 27. miejsce (1 105 trójek), ex aequo z Latrellem Sprewellem.

Ben Gordon rzucił 23 punkty w dniu swoich 23. urodzin. Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"Skoro są jakieś zasady, to powinny być przestrzegane. Jestem przepychany pod koszem. Gdybym ja to robił, ukaraliby mnie za brutalne przewinienie. To, że jestem większy, nie powinno mieć znaczenia. Uszczypnięcie to uszczypnięcie. Jak mnie uszczypniesz w prawy sutek, to powiem: auuu. Jak ja ciebie uszczypnę w prawy sutek, też powiesz: auuu. Faul to faul - za tę krytykę sędziów Shaq został ukarany grzywną w wysokości 15 tys. dol.

Złota myśl

"Nigdy nie widziałem, żeby biegli tak szybko. Wyglądali, jakby uciekali przed gliniarzami - skrzydłowy Atlanty Josh Smith o decydującej dwusekundowej akcji zwycięskiego meczu Hawks z Minnesotą, w której Tyronn Lue i Josh Childress uciekli obrońcom Wolves.

Niezłe numery

1 723 razy w karierze trafił za trzy punkty Ray Allen z Seattle. Awansował właśnie na drugie miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Jednak do lidera, Reggiego Millera (2560), brakuje mu jeszcze przynajmniej pieciu lat.


Z piłką LeBron James

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Pon 16:44, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Już za chwileczkę, już za momencik...

Wyrównane siedmiomeczowe pojedynki, emocjonujące końcówki, rzuty równo z końcową syreną. Ani się obejrzeliśmy, a sezon zasadniczy dobiega końca i zaraz zacznie się to, co tygrysy lubią najbardziej - play-off. Tegoroczne zapowiadają się wyjątkowo ciekawie. Poznamy odpowiedzi na kilka pytań, rozwieje się trochę wątpliwości. Oto trzej panowie, którzy w tegorocznych play-off mogą najwięcej zyskać, ale i najwięcej stracić:

Dobry: LeBron James. Zagra w play-off po raz pierwszy w życiu. Czy udźwignie brzemię odpowiedzialności? Czy ręka mu nie zadrży? Będzie miał komfortowe warunki - łatwy przeciwnik w pierwszej rundzie, niezależnie od tego, która z drużyn: Bucks, Wizards, Pacers czy Bulls wygra bardzo zaciętą, ale kompletnie nieistotną rywalizację o piąte miejsce na Wschodzie. Ale potem LeBrona czeka zadanie nie lada, zwłaszcza że niedowiarkowie już narzekają, że w decydujących momentach się gubi i że ten nowy numer 23 to jednak nie tamten stary numer 23. W drugiej rundzie na Cavaliers czekają najlepsi w lidze Detroit Pistons i tak jak kiedyś Jordan James będzie musiał stawić im czoło. Nikt nie oczekuje zwycięstwa, ale wybitny koszykarz powinien napędzić Pistons trochę strachu, nie sprzedać tanio skóry i wyrwać przynajmniej ze dwa mecze. Czy LeBron sobie poradzi?

Zły: Kobe Bryant. On też zagra w play-off po raz pierwszy. Pierwszy raz bez Shaqa. Nie wiadomo, czy jest najlepszym koszykarzem w NBA, ale na pewno jest przez wielu najbardziej nielubianym. Sporo udowodnił. Jest królem strzelców, jest (po raz pierwszy w karierze) poważnym kandydatem na MVP, wprowadził przeciętną drużynę do play-off. Ale jak zwykle - prawdziwym testem będzie postseason. Lakers trafią na rywala wymarzonego, w którego Phil Jackson celował od początku sezonu - Phoenix Suns. Jax już rozpoczął swoje gierki, mówi, że ma ich rozpracowanych, że wie, jak z nimi grać, żeby wygrać, że ma w składzie zawodnika, który wie o nich wszystko (Jim Jackson zwolniony przez Suns półtora miesiąca temu). A jeśli Lakers wyeliminują Suns, to w drugiej rundzie czeka na nich przeciwnik jeszcze łatwiejszy, czyli zwycięzca serii Nuggets - Grizzlies/Clippers. Lakers - Spurs w finale Konferencji? Wtedy na Kobego nikt nie będzie miał już prawa narzekać.

Brzydki: Pat Riley. Przemeblował drużynę, która w ubiegłym sezonie była o dwie minuty od finału NBA. Otoczył Shaqa i Wade'a plejadą gwiazd - zawodników, którzy wcześniej w karierze byli liderami, a w Miami mieli się stać bohaterami drugoplanowymi. Po kilku tygodniach sezonu zastąpił Stana Van Gundy'ego na ławce trenerskiej. Wszystko po to, żeby zrealizować upragniony cel - zdobyć tytuł mistrza NBA. Jeśli się nie uda - winny będzie tylko on. A dzisiaj mało kto wierzy, że Miami Heat są w stanie odebrać Detroit Pistons tytuł mistrzów Konferencji Wschodniej. Ba, kto wie, czy Heat nie potkną się już w drugiej rundzie, gdzie czekają na nich rycerze wiosny, czyli New Jersey Nets. Na razie Shaq dementuje przedwczesne plotki o swojej śmierci i obiecuje się rozkręcić wtedy, kiedy trzeba, czyli za kilka tygodni. Oby. Bo na myśl o nieuchronnym chyba finale San Antonio - Detroit robi nam się słabo.

Kronika towarzyska

Podczas meczu Los Angeles Clippers - Portland kibice gospodarzy w pierwszej połowie skandowali imię swojego dawnego ulubieńca Dariusa Milesa, który kiedyś grał w barwach LA: "Chcemy Dariusa!". Ale nieubłagany trener Blazers Nate McMillan trzymał go na ławie. Miles się obraził i na drugą połowę przebrał się z dresu w garnitur. Za karę został zawieszony na kolejny mecz.

Podczas meczu z Cleveland Cavaliers trener Knicks Larry Brown źle się poczuł. Rozbolał go brzuch i trafił do szpitala. Jesteśmy pełni podziwu dla Larry'ego, że wytrzymał prawie 80 meczów - myśmy w tym sezonie oglądali Knicks dwukrotnie i brzuch bolał nas za każdym razem.

W meczu z Toronto Shaq pobił rekord życiowy w liczbie asyst i zaliczył drugie w życiu triple double (15 pkt, 11 zbiórek, 10 asyst). Poprzednie miał 13 lat temu, kiedy grał w Orlando (24 pkt, 18 zbiórek, 15 bloków w meczu z New Jersey). Shaq nie miał pojęcia, że zbliża się do tego osiągnięcia. Kiedy właściciel Heat Micky Arison pokazywał mu z trybun na palcach trójkę i dwójkę, to myślał: "Co on pokazuje? Chce moją koszulkę [Shaq gra z numerem 32] czy co?".

Sezon jeszcze się nie skończył, ale już są pierwsze przecieki głosowania na MVP. Zgodnie z oczekiwaniami rywalizacja jest bardzo zacięta, a prowadzi Steve Nash przed LeBronem Jamesem, Dirkiem Nowitzkim, Chaunceyem Billupsem, Eltonem Brandem i Dwyane'em Wade'em. W innych głosowaniach na czele są Avery Johnson z Dallas (najlepszy trener), Boris Diaw z Phoenix (największy postęp), Ben Wallace z Detroit (najlepszy obrońca - ale po piętach depcze mu Bruce Bowen) i Chris Paul z Nowego Orleanu (jednogłośny najlepszy debiutant).

Felietonista ESPN Bill Simmons, rozpatrując kandydatury na MVP, przyrównuje piątkę Detroit Pistons do głównych bohaterów serialu "Lost" ("Zagubieni"): "Jack, Sawyer, Locke, Kate i Hurley to pierwsza piątka. Najlepszy jest Sawyer - nie tylko najlepiej gra, ale dostarcza także zabawy i dramatyzmu. To taki Rasheed Wallace - nie musi być na pierwszym planie każdego odcinka, ale zawsze mnóstwo wnosi. Locke to Ben Wallace (robi całą brudną robotę), Kate to Tayshaun Prince (ten piąty), Hurley to Rip Hamilton (zupełnie niedoceniany, a zawsze staje na wysokości zadania), a Billups to Jack (lider grupy). Pytanie brzmi: czy ten serial jest taki świetny dzięki Jackowi, czy dzięki całej grupie? Oczywiście, że dzięki grupie. Tak samo jest z Pistons - mówienie o Billupsie jako o MVP deprecjonuje wartość całej reszty. Jakby zamienić Billupsa na Jasona Terry'ego, to wcale nie byliby dużo gorsi".

Najlepiej sprzedające się koszulki w NBA: 1. Dwyane Wade, 2. LeBron James, 3. Allen Iverson, 4. Kobe Bryant, 5. Stephon Marbury (sic!), 6. Shaq, 7. Tracy McGrady, 8. Carmelo Anthony, 9. Vince Carter, 10. Ben Wallace.

Najbardziej kuriozalnym meczem sezonu będzie wtorkowy pojedynek Los Angeles Clippers w Memphis. Zwycięzca prawdopodobnie zapewni sobie piąte miejsce na Zachodzie, przegrany będzie szósty. Obie drużyny zrobią wszystko, żeby przegrać, bo drużyna rozstawiona z piątką trafi w play-off na rozstawionych z czwórką. Zgodnie z idiotycznymi przepisami NBA będą to zapewne Dallas Mavericks, druga najlepsza drużyna na Zachodzie. Mavs mają tego pecha, że grają w tej samej Dywizji co najlepsi na Zachodzie San Antonio Spurs, w związku z czym są automatycznie rozstawieni niżej niż słabsi zwycięzcy pozostałych Dywizji - Phoenix Suns i Denver Nuggets. Drużyna rozstawiona z szóstką trafi na zwycięzcę najsłabszej Dywizji w NBA Denver Nuggets i będzie nawet grała z przewagą własnego boiska.

Ciekawostki

Czterej zawodnicy - Kobe Bryant, LeBron James, Allen Iverson i Gilbert Arenas - mieli w tym sezonie ponad dziesięć meczów, w których zdobyli ponad 40 pkt. Ostatnio podobna sytuacja miała miejsce 45 lat temu, a superstrzelców było pięciu: Wilt Chamberlain, Bob Petit, Walt Bellamy, Elgin Baylor i Jerry West.

Shareef Abdur Rahim w końcu po 744 meczach w sezonie zasadniczym zagra w play-off. W historii NBA tylko niejaki Dick Van Arsdale dłużej czekał na pierwszy występ w postseason.

Po ośmiu latach przerwy Marcus Camby zapewne wygra tegoroczną klasyfikację na najlepiej blokującego. Wyrówna w ten sposób rekord NBA, jeśli chodzi o najdłuższą przerwę pomiędzy dwiema wygranymi klasyfikacjami statystycznymi. Do tej pory samotnym właścicielem rekordu był Reggie Miller, zwycięzca klasyfikacji na najlepiej wykonującego rzuty wolne w latach 1991 i 1998. Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"Nie jestem znany jako wybitny obrońca. Robię to, co robię. Jak próbuję bronić, to zaraz sadzają mnie obok Pata Rileya. A ja nie chcę siedzieć koło Pata".

Złota myśl

"Ja bym głosował na siebie"

Kobe Bryant o tym, kto powinien zostać MVP.

Niezłe numery

Dwight Howard

28 i 26

tyle punktów i zbiórek miał 21-letni gracz Orlando Magic Dwight Howard w meczu z Philadelphią. Aż strach pomyśleć, co wyrośnie z tego chłopaka.


Los Angeles Lakers - Golden State Warriors 111:100
Kobe Bryant był najlepiej punktującym zawodnikiem Lakers - rzucił 31 punktów.



New Orleans/Oklahoma City Hornets - Cleveland Cavaliers 101:103
Z piłką LeBron James - to jego rzut w ostatniej sekundzie meczu zapewnił "Kawalerzystom" zwycięstwo.



Pat Riley w meczu Miami Heat przeciwko Chicago Bulls

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Z33
Co za dużo, to niezdrowo.



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 1205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 12/13

PostWysłany: Nie 20:48, 23 Kwi 2006    Temat postu:

Fruwając pod koszem: Cyganka prawdę wam powie

Artykuły po zakończeniu zasadniczego sezonu NBA dzielą się na dwie kategorie - typowanie wyników play-off oraz przyznawanie nagród za sezon zasadniczy. Nie chcemy się powtarzać, więc wymieszaliśmy jedno z drugim, powróżyliśmy z fusów i wyszło nam, co by było, gdyby takie same nagrody przyznawano za występy w play-off, które zapowiadają się na najbardziej emocjonujące i ekscytujące od lat:

MVP - Chauncey Billups. Tak już się niestety przyjęło, że nagrodę dostaje najlepszy zawodnik drużyny, która sięga po tytuł mistrzowski. Faworytem są Detroit Pistons, więc rozum mówi, że nagrodę otrzyma Billups - lider drużyny. Serce ma cichą nadzieję, że wbrew logice wygra Dwyane Wade. Najlepiej wspólnie z Shaqiem.

Najlepszy trener - Phil Jackson. Jeśli Lakers wygrają choć jedną rundę play-off, będzie to bodaj największe osiągnięcie Phila Jacksona w całej jego karierze trenerskiej. Jeszcze w zeszłym roku mówiło się, że Lakers z krnąbrnym Bryantem na czele nigdy nigdzie nie zajdą. Przyszedł Jackson i udowodnił, że jest cudotwórcą. Drugi raz w życiu prowadzi drużynę, którą opuścił niezastępowalny lider i tak jak Bulls przy pierwszej emeryturze Jordana, tak i Lakers dziś grają powyżej swych teoretycznych możliwości. Seria Suns - Lakers zapowiada się na najbardziej ekscytującą w pierwszej rundzie.

Najlepszy debiutant - LeBron James. Jeszcze chyba nigdy w historii czyjś debiut w play-off nie budził takich emocji. LeBron wytrzymał presję i już w pierwszym meczu zapewnił sobie nagrodę, zaliczając triple double. Żeby z nim zawalczyć, Elton Brand musiałby wprowadzić Clippers do finału konferencji.

Najlepszy comeback - Kobe Bryant. Kobe jest głodny, Kobe ma misję, Kobe ma sobie, Shaqowi i całemu światu najwięcej do udowodnienia. Będą występy powyżej 50 pkt. Będzie średnia powyżej 40 pkt. Kto wie - może będzie sensacja w rywalizacji z Suns.

Najlepszy obrońca - Ben Wallace. Jeśli Pistons mają zdobyć mistrzostwo NBA, to Wallace musi wyeliminować z gry Duncana. Jeśli w finale wystąpią Mavericks, to Nowitzkiego. Wcześniej na jego drodze stanie Shaq. Kontrkandydat Bena, Bruce Bowen, ma dużo łatwiejszych rywali. Czarnym koniem może się okazać Ron Artest - ale Kings musieliby napędzić stracha San Antonio. W pierwszym meczu nie napędzili niczego.

Największy postęp - Dirk Nowitzki. W zeszłym roku w play-off grał katastrofalnie. Niewiele brakowało, a Mavs odpadliby już w pierwszej rundzie z Houston. Przegrali dwa pierwsze mecze u siebie, Dirk spudłował 2 z 3 rzutów, a rywalizacja rozstrzygnęła się dopiero w siódmym spotkaniu. W drugiej rundzie Nowitzki nie poradził sobie z Amare Stoudemire i Mavs odpadli. Ale już się odnalazł w systemie trenera Avery Johnsona, nie ma rzutu, którego bałby się oddać, no i chce zmazać zeszłoroczne wspomnienia. Będzie rządzić.

Najlepszy rezerwowy - Alonzo Mourning. Na razie jeszcze leczy kontuzję - ale obiecał, że jeśli Heat znajdą się w tarapatach, to zagra. Będą mecze, w których Shaq będzie miał problemy z faulami. Wtedy Zo o sobie przypomni.

Najlepszy menedżer - Elgin Baylor. Nie wiemy, kto podjął decyzję, żeby Clippers zaczęli odpuszczać ostatnie mecze i spaść z piątego na szóste miejsce na Zachodzie - ale dzięki tej decyzji Clippers mają dużo łatwiejszą "drabinkę" i mogą osiągnąć największy sukces w historii klubu. Sam Charles Barkley wyznał, że nie zdziwi się, jeśli zobaczy drużynę z Los Angeles w finale konferencji.

Pierwsza piątka: Chauncey Billups, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Shaquille O'Neal.

Druga piątka: Tony Parker, Kobe Bryant, Shawn Marion, Tim Duncan, Ben Wallace.


Kronika towarzyska

Udany sezon Cleveland Cavaliers sprawił, że Larry Hughes otrzyma zagwarantowaną w kontrakcie premię - 2 mln dol. za wygranie ponad 47 meczów. Hughes przesiedział na ławce przeszło pół sezonu, lecząc kontuzje. Powinien postawić LeBronowi spory obiad.

Trener Miami Pat Riley pozwolił odpocząć Shaqowi i Dwyane'owi Wade'owi przed play-off i posadził ich na ławce. Zadowolony O'Neal podciągnął sobie spodenki wysoko ponad pępek, tak żeby wpijały mu się w pupę, i przechadzał się po szatni krokiem zawodników sumo.

Jalen Rose nie rozumie, dlaczego New York Knicks grali w tym sezonie tak fatalnie: - Skompletowałem drużynę złożoną z naszych zawodników w NBA Live i radziliśmy sobie całkiem dobrze.

Greg Ostertag zakończył karierę. - Benzyna mi się skończyła. NBA to mnóstwo podróży autobusem, samolotem, mnóstwo spania w hotelach. Zdałem sobie sprawę, że już mi się nie chce - stwierdził. Pamiętamy mecz play-off z Sacramento w 1999 r., w którym zaliczył 16 punktów, 9 zbiórek i 6 bloków. Potem powiedział, że nie wie, jakim cudem grał tak dobrze, i że nie przypuszcza, aby kiedyś udało mu się to powtórzyć. Miał rację.

W ostatnim meczu Minnesoty Mark Madsen postanowił sobie porzucać. Oddał 15 rzutów, czyli więcej niż w ciągu dwóch poprzednich miesięcy. Trafił raz. Bardzo chciał trafić za 3 pkt - rzucał 7 razy, czyli tylko dwukrotnie mniej niż w całej dotychczasowej karierze. Spudłował wszystkie. Po meczu Brian Cardinal z Grizzlies powiedział: - Mieliśmy szczęście, że Mark nie miał dziś swojego dnia.

Najbliższy sezon będzie ostatnim, siódmym sezonem kontraktu Granta Hilla z Orlando za 93 mln dol. W ciągu sześciu lat Grant zaliczył sześć operacji. Jeśli będzie konieczna siódma (na przepuklinę), Hill zapowiedział, że zakończy karierę. Po ostatnim meczu sezonu rozdał swoim kolegom i trenerom zegarki Gucciego.

W ekskluzywnej restauracji Prime 112 w hotelu Browns w Miami pojawił się Dennis Rodman. Zachowywał się mniej więcej tak jak Jake i Elwood w filmie "Blues Brothers" - zaczepiał gości, podrywał kobiety, wskakiwał na stoły. Najdłużej tańczył przy stole, przy którym posiłek spożywał Antoine Walker.

Ciekawostki

Los Angeles Lakers to 12. klub Jima Jacksona w ciągu 14 lat, co czyni go rekordzistą NBA pod względem liczby pracodawców. Podobnym osiągnięciem szczycą się Chucky Brown i Tony Massenburg. Jim nie chce być z nimi porównywany: "Moja historia jest zupełnie inna. Zmieniałem kluby z przyczyn politycznych".

To już 14. z rzędu sezon, w którym Shaq rzuca średnio ponad 20 pkt. Lepsi są tylko Kareem Abdul Jabbar (17 lat) i Michael Jordan (15).

Milwaukee Bucks to pierwsza drużyna w historii NBA, która awansowała do play-off, choć w jej pierwszej piątce pojawiło się aż czterech nowych graczy. Ci zawodnicy to Andrew Bogut, Jamaal Magloire, Bobby Simmons i T.J. Ford. Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"Statystyki nic nie znaczą. Wciąż jestem seksowny, wciąż jestem świetny".

Złota myśl

"Nie mogę sprawić, że ludzie będą mnie kochać. Ale spójrzcie na Chrystusa i wszystkie cuda, których codziennie dokonywał. A i tak został oskarżony i ukrzyżowany. A kim ja jestem? Nie umiem nawet wyjąć drzazgi z palca mojej córki, że o uzdrowieniu kogokolwiek nie wspomnę"

obrońca Toronto, Mike James.

Niezłe numery

32, 11, 11

Tyle punktów, zbiórek i asyst miał w swoim debiucie w play-off LeBron James. Wcześniej tylko dwóch innych zawodników zaliczyło triple double przed liderem Cavaliers: Johnny McCarthy (1960) i Magic Johnson (1980).


Ben Wallace


LeBron James (23)


Dirk Nowitzki

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum F.U.C.K Strona Główna -> NBA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin